Oto story, której fabuła utkana została w drugiej kolejności, przy okazji powstawania scenografii. A ta wprawia w osłupienie. Domek zaludniony przez myszy zrobiony został na bazie drewnianego stojaka do butelek i wygląda jak przekrój prawdziwej, kilkupoziomowej kamienicy. Był rękodzielniczym projektem na kilka miesięcy, a stał się pracą na lata. Fotografie umeblowanych, miniaturowych pokoików, w pełni usprzętowionych kuchni, piwnic, strychów, łazienek i innych pomieszczeń, a w nich ich użytkowników, są ilustracjami tej wielkoformatowej książki nie tylko dla dzieci.
Mini myszy, które zapełniają miniaturowy dom, są futerkowymi pluszakami. Noszą wełniane ubrania zrobione na drutach, mają oczy z czarnych, błyszczących koralików i pięknie, 'po ludzku' mieszkają. W pokoju głównego bohatera Sama (w jego przygodach utkanych z codzienności towarzyszy mu mała Julia) jest tapeta w prążki i kwiaty, szafa na ubrania, biurko, półki na książki, modele żaglowców, krzesełka z przewieszonymi na nich wełnianymi skarpetkami w rozmiarze pinezki, kredki, auta do chłopięcych zabaw, czerwone kalosze, komiksy, tapczan z paczworkową narzutą, dziecięce rysunki na ścianach, komiksy na podłodze, tarcza strzelnicza z lotkami, bałagan. W niedalekim sąsiedztwie Sama mieszka muzyk, skrzypek. I jego otoczenie oczaruje oglądających. W pokoju stoi zakurzone pianino, przeszklona, drewniana bieliźniarka, biblioteczka, skórzane kufry, adapter, dookoła którego porozrzucany jest stos winylowych płyt, obok nuty, saksofon. Oko wychwytuje i rozpoznaje miniatury oryginalnych znanych okładek nagrań Johna Coltrane'a, Ab Baars's trio, kwintetu z Ig Henneman. Te szczegóły i szczególiki, detale wielkości paznokcia! zachwycają najbardziej.
W tle toczy się mysia fabuła dla dzieci: „Pod szerokimi stopniami klatki schodowej Sam i Julia urządzili sobie tajny domek. Nikt o nim nie wie ani nikt ich nie widzi, kiedy w nim siedzą. W ciągu dnia na klatce schodowej jest duży ruch. Myszy biegają po schodach tam i z powrotem. Jedna idzie po zakupy, inna spieszy się do pracy..."
Mieszkająca w Amsterdamie Karina Schaapman budując mysi domek, a teraz nawet całą mysią dzielnicę, wykorzystywała i wykorzystuje piękne naturalne materiały – haftowane tkaniny, wełnę, kaszmir, filc, drewno, stal, ceramikę, papier, wiklinę, szkło, koła zębate z mechanizmów starych zegarów, sznurki, korki po winie. Jej benedyktyńska robota jest, jak sama przyznaje, pewnego rodzaju terapią na dojrzałym etapie życia. Schaapman, żyjąca z drugim mężem i wychowująca czwórkę dzieci z pierwszego małżeństwa, w dzieciństwie mieszkała tylko z matką, zabawki robiła sobie z tego co znalazła na śmietniku i ciężko pracowała sprzątając w cyrku. Po śmierci mamy trafiła do domu swojego ojca, którego przedtem nie znała. U niego na własnej skórze poznała co to jest przemoc domowa. Gdy jej posiniaczone ciało zaczęło zwracać uwagę nauczycieli w szkole, zainterweniowała pomoc społeczna.