W ciągu ostatniej dekady literaturę polską zalała fala zbrodniarzy, geniuszy występku lub pospolitych psychopatów. Tempo, w jakim czytelnicze umysły zdobyła powieść kryminalna, nie jest wyłącznie polskim fenomenem, bo jeszcze większe tryumfy odnoszą autorzy skandynawscy. Nie sposób też nie zauważyć, że literatura sensacyjna stała się głównym filarem, na którym opiera się czytelnictwo w naszym kraju. Prowodyrem tego „morderczego" skrzywienia literatury stał się u nas Marek Krajewski, który cyklem o komisarzu Mocku rozpoczął zakończoną pełnym sukcesem krwawą kampanię podboju czytelniczych gustów. Kryminał w stylu retro stał się obok nieśmiertelnego romansu najpopularniejszą gałęzią literatury powstającej w Polsce.
Wiele wskazuje jednak na to, że coś się pod tym względem zmienia, a polski kryminał, czy szerzej – literatura sensacyjna, przechodzi przemianę. Moda na pojedynki dobrych szeryfów z podejrzanymi typami nie mija, ale wielokrotni zabójcy, psychopaci, wyznawcy mrocznych kultów powoli odchodzą do lamusa. Wydaje się, że polscy autorzy idą ścieżką wyznaczoną przez pisarzy skandynawskich i że przy okazji układania historii z dreszczykiem mają też ambicję powiedzenia czegoś istotnego na temat Polski.
Dowodzą tego nowe powieści autorów cieszących się już sporą popularnością – „Pochłaniacz" Katarzyny Bondy i „Wiatr" Marcina Ciszewskiego. Nie są to obrazy kreślone w optymistycznych barwach: obie powieści roztaczają wizję Polski jako kraju moralnie nadgniłego, zwłaszcza u swych polityczno-biznesowych szczytów, państwa wszelkiej nieprawości, w której wiodącą rolę odgrywają układy i układziki.
Ostry profil
Katarzyna Bonda inicjuje „Pochłaniaczem" kryminalną tetralogię, której główną bohaterką jest Sasza Załuska, była policjantka, która zajmuje się wykonywaniem profili psychologicznych sprawców przestępstw. Po studiach w Anglii wraca do ojczyzny, by tu zostać zaangażowaną w śledztwo dotyczące morderstwa znanego piosenkarza, a prowadzone przez nią dochodzenie ujawnia kolejne warstwy nieczystości, polityczno-kryminalnych powikłań, których wspomniane zabójstwo jest tylko wierzchołkiem. Załuska to damska wersja postaci, która pojawiała się w dwóch wcześniejszych kryminałach tej autorki – profilera Huberta Meyera. Tak jak jej męski odpowiednik Załuska uwikłana jest tyle w intrygę kryminalną, co we własne problemy, a zgodnie z obowiązującą modą na bohaterów po przejściach musi zmierzyć się ze swoimi demonami – w tym wypadku własnym alkoholizmem i zagadką ojcostwa jej dziecka.
Ta etyczna niejednoznaczność jednak dotyczy także innych postaci, które zaludniają powieściowy świat „Pochłaniacza". W zasadzie trudno tu mówić o podziale na dobrych i złych bohaterów – czarno-biała perspektywa jest Bondzie obca, jej postaci są pokiereszowane przez życie i własne winy. Bohaterami powieści mogliby być bohaterowie „Psów" – tyle że o 20 lat starsi, nieco mniej krwiożerczy i rzadziej pociągający za spust, za to dokładający starań, by przeszłość na zawsze pozostała przeszłością, a sięgająca wczesnych lat 90. XX wieku tajemnica, spleciona z aferą przypominającą Amber Gold, nigdy nie wyszła na jaw.