Reklama
Rozwiń
Reklama

Jesień życia wielkiego uwodziciela

8 listopada skończy 72 lata. Najprzystojniejszy amant francuskiego kina jest już starszym panem. Wspiera Sarkozy’ego, kolekcjonuje sztukę i deklaruje, że jest bardzo zadowolony z życia

Publikacja: 11.10.2007 21:31

Jesień życia wielkiego uwodziciela

Foto: AFP

Alain Delon ma do siebie i swojej kariery dystans. Dziennikarze co jakiś czas powtarzają jego powiedzonka w rodzaju: „Świetnie robię trzy rzeczy: role, głupstwa i dzieci”. Ma też świadomość, jak długą drogę przeszedł. Chłopak, którego ojczym chciał przyuczać na rzeźnika, zamienił się w eleganckiego mężczyznę, który spotyka się z prezydentami, zbiera dzieła sztuki i ma nienaganny styl Europejczyka. Dzisiaj wyznaje:

— Kręci mi się w głowie na myśl, że w gruncie rzeczy nie zasługuję na to wszystko. W moim przekonaniu ludzie zasłużeni to nie aktorzy, piosenkarze czy artyści, ale ci, którzy się poświęcają czynieniu dobra.

Urodził się w 1935 r. w Sceaux pod Paryżem. Jako nastolatek uciekł z domu i zaciągnął się do marynarki wojennej. Był spadochroniarzem w czasie wojny w Indochinach. W 1956 r. wrócił do Paryża. W kafejce przy Champs-Elysees, gdzie pracował jako kelner, zwrócił na niego uwagę Jean-Claude Brialy. Załatwił mu wyjazd na festiwal filmowy w Cannes. Tam śliczny chłopiec wpadł w oko Davidowi Selznickowi, który zaoferował mu hollywoodzki kontrakt. Francuz odmówił, przyjął za to propozycję Yvesa Allegreta i wystąpił w „Gdy wmiesza się kobieta”. Był rok 1957. Zaraz przyszły następne role, ale talent aktorski Delona ujawnił się dopiero w filmie „W pełnym słońcu” Rene Clementa. Po tej roli Luchino Visconti zaproponował Delonowi rolę w jednym z najciekawszych obrazów późnego włoskiego neorealizmu „Rocco i jego bracia”. Zagrał Sycylijczyka, który razem z rodziną przenosi się do Mediolanu, aby uciec przed nędzą i głodem. Włosi zakochali się w nim. Visconti obsadził go w nakręconym według Lampedusy „Lamparcie”, Antonioni — w „Zaćmieniu”, które przyniosło mu nagrodę w Cannes.

Ale Delon nie poszedł w stronę wielkiego aktorstwa. Może nie umiał odmawiać? A może po prostu lubił kino popularne? Był Czarnym Tulipanem w filmie Christiana-Jacques’a, stał się też gwiazdą obrazów gangsterskich i kryminalnych. „Klan Sycylijczyków”, „Borsalino”, „Glina”, „W kręgu zła”, „Samuraj”, „Flic Story”, „Śmierć człowieka skorumpowanego” — te tytuły określiły na całe lata jego emploi. Delon grywał policjantów i gangsterów. Twardych facetów, jakich uwielbiają kobiety.

Czasem tylko pokazywał się w repertuarze ambitniejszym, jak obrazy Loseya „Zabójstwo Trockiego” i „Pan Klein”. W latach 80. stworzył interesującą kreację starzejącego się, samotnego homoseksualisty w „Miłości Swanna” Volkera Schlöndorffa, potem zagrał bezbronnego safandułę w „Naszej historii” Bertranda Bliera, a wreszcie zaśmiał się sam z siebie w „Powrocie Casanovy”. Tam był już tylko starym bawidamkiem — utytym, budzącym litość lowelasem z dwoma podbródkami.

Reklama
Reklama

W ostatnich latach Delon niemal porzucił kino, występował tylko w serialach telewizyjnych.

— W ciągu 40 lat udało mi się zrobić piękną karierę. Nie chcę tego zepsuć, występując w byle jakich produkcjach — mówi.Nie rozpacza z tego powodu, bo nigdy nie uważał, że jego miejsce jest tylko przed kamerą. Założył firmę produkcyjną i sam współprodukował wiele ze swoich filmów. Próbował reżyserii, a przede wszystkim zabezpieczył swoje interesy finansowe. Promuje własne perfumy, ubrania dla mężczyzn, szampana.

Ulubieniec kobiet, sam miał wiele romansów. Dłużej związany był z Romy Schneider, z Nathalie Barthelemie-Delon, z którą miał oficjalny ślub i syna, z Mireille Darc. W 1987 r. ożenił się z byłą Miss Holandii, modelką Rosalie Van Bremen, która urodziła mu dwoje dzieci. Ale i ten związek się rozpadł.

Ostatnio Delon zmienił zdanie i przyjął rolę Juliusza Cezara w nowym filmie o Asteriksie i Obeliksie. Może chciał się zabawić, a może zatęsknił za kamerą i znowu zobaczymy go na dużym ekranie.

Alain Delon ma do siebie i swojej kariery dystans. Dziennikarze co jakiś czas powtarzają jego powiedzonka w rodzaju: „Świetnie robię trzy rzeczy: role, głupstwa i dzieci”. Ma też świadomość, jak długą drogę przeszedł. Chłopak, którego ojczym chciał przyuczać na rzeźnika, zamienił się w eleganckiego mężczyznę, który spotyka się z prezydentami, zbiera dzieła sztuki i ma nienaganny styl Europejczyka. Dzisiaj wyznaje:

— Kręci mi się w głowie na myśl, że w gruncie rzeczy nie zasługuję na to wszystko. W moim przekonaniu ludzie zasłużeni to nie aktorzy, piosenkarze czy artyści, ale ci, którzy się poświęcają czynieniu dobra.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Reklama
Kultura
„Halloween Horror Nights”: noc, w którą horrory wychodzą poza ekran
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Kultura
Nie żyje Elżbieta Penderecka, wielka dama polskiej kultury
Patronat Rzeczpospolitej
Jubileuszowa gala wręczenia nagród Koryfeusz Muzyki Polskiej 2025
Kultura
Wizerunek to potęga: pantofelki kochanki Edwarda VIII na Zamku Królewskim
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Kultura
Czytanie ma tylko dobre strony
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama