Katarzyna Palus, psycholog doktoryzująca się z rodzimych singli, mówi, że to naturalne: skoro żyją sami, koncentrują się na pracy. – Coś w życiu trzeba robić. Nie można przecież cały dzień leżeć, wpatrując się w sufit, i zastanawiać się, dlaczego jestem sam. To mogłoby doprowadzić do obłędu – twierdzi. Rzesza ludzi, którym grozi zapadanie się w samotność, jest na tyle duża, że właśnie z myślą o nich powstają kluby, do których na przykład żonaci i mężatki nie mają wstępu: Strefa Singla w Poznaniu, Połówki Pomarańczy w największych polskich aglomeracjach czy początkujący w tym zakresie gdański Berkano. Mimo że nic nie łączy ich z biurami matrymonialnymi, są już pary, które poznały się dzięki bywaniu w nich.
W Strefie Singla w Poznaniu odbyła się latem dyskusja wokół tematu „Kim jest singiel?”. – Między innymi z udziałem księdza, psychologa i dziennikarzy zdefiniowaliśmy singla. Według nas to najczęściej ktoś, komu na co dzień nie przeszkadza, że jest sam, ale jeśli spotka właściwą osobę, jest skłonny założyć rodzinę. W przeciwieństwie do człowieka samotnego, któremu doskwiera życie bez partnera. Dostrzegliśmy też, że w mieście łatwiej żyć pojedynczo. Na wsi wstyd się do tego przyznać – stwierdza Przemek Kamiński, szef Strefy Singla.Zanim powstała Strefa i zdefiniowano w niej pojęcie polskiego singla, w roku 2005 Kasia Adamowicz powołała we Wrocławiu klub dla pojedynczych i nazwała go Połówki Pomarańczy. – To moje drugie dziecko, o które to pierwsze jest zazdrosne – żartuje Kasia, singielka po trzydziestce. Z zawodu jest marketingowcem. – Można się o nas dowiedzieć, przede wszystkim buszując po Internecie. Mamy reklamy w portalach internetowych i oczywiście stronę, na której są wszystkie niezbędne informacje – opowiada.
Połówki Pomarańczy w październiku po raz pierwszy zorganizowały imprezy w Krakowie i Katowicach. Do tej pory poza Wrocławiem działały w Warszawie, Łodzi i Poznaniu. Skupiły wokół siebie około 4 tys. osób. – Informację o naszych imprezach wysyłamy na ogół do zarządów korporacji, gdzie pracuje najwięcej singli. Od dobrej woli zarządu zależy, czy zaproszenia dotrą do naszych potencjalnych klientów. Ta formuła sprawdziła się do tej pory we wszystkich miastach, w których działamy, poza Krakowem – twierdzi Kasia Adamowicz. Z Krakowa przyszły odpowiedzi, że „zarząd nie interesuje się prywatnym życiem pracowników. W związku z czym nie jest w stanie ich powiadomić”. – Postanowiłam więc zaprosić krakowskich singli za pośrednictwem strony Golden Line. Do końca bałam się, że Kraków okaże się totalną porażką – wspomina właścicielka klubu. Ale w ostatni czwartek października do klubu ETC przyszło ponad 200 osób! – Już na pół godziny przed czasem przed wejściem czekała cała masa ludzi. Istniało ryzyko, że wszyscy się nie zmieszczą – mówi Kasia Adamowicz. Ale zmieścili się. Ostatni goście wyszli z klubu o czwartej nad ranem, na parę godzin przed pracą.
W listopadzie mija rok, od kiedy singiel Przemek Kamiński i kilku jemu podobnych: filozof, polonista i artysta grafik, wpadli na pomysł, by zorganizować imprezę dla pojedynczych. W ciągu miesiąca próbowali dotrzeć do blisko 100 tys. poznańskich singli i przekonać jakiś klub, by odważył się zorganizować nietypową dotąd sylwestrową imprezę. – Sylwester to bardzo trudny czas dla osób żyjących w pojedynkę. Wszystkie zabawy i bale są organizowane dla par. Nawet na prywatce solista bywa kłopotliwy. Singiel to ogon, zbędny dodatek. Co z nim zrobić? Z kim go posadzić? Kto ma z nim tańczyć? – mówi szef Strefy Singla. Do klubu Shark na Starym Rynku w Poznaniu przyszło na sylwestra 60 singli. – Księga pamiątkowa świadczy o tym, że zabawa się udała. We wpisach odnajdujemy ślad nowych znajomości, nadziei, że może coś z nich dobrego wyniknie, ktoś wyznał, że się zakochał – opowiada Przemek. Po tym sukcesie postanowili urządzić walentynki dla niezakochanych. – To też dzień tortur dla pojedynczych. Chyba jeszcze większych niż w ostatni dzień roku – konstatuje Przemek Kamiński. I coś w tym jest, bo do Tapas Baru przyszło 100 osób. Na ulotkach, które znaleźli w mieście, przeczytali zapowiedź kilku atrakcji: fontanny z czekolady, egzotycznych owoców, prezentacji równie egzotycznych luksusowych perfum i wizualizacji didżejki z Berlina.
29-letnia Maria, wysoka, szczupła, długowłosa blondynka, od dwóch lat singielka. Takich jak ona jest w Polsce blisko 5 mln, no może nie 5 mln blondynek, ale tylu Polaków nie ma partnera. Spełniają się zawodowo. Mają mieszkanie, kota, samochód i wąskie grono przyjaciół, głównie z czasów studiów. Tylko że oni założyli rodziny i nie zawsze mają czas dla znajomych singli. – Poza tym prawda jest taka, że nie przeżywam kupek, kolek, problemów z mężem – tłumaczy Maria. Na co dzień zajmuje się PR. Na walentynki do Tapas Baru wpadła, bo wierzy w przeznaczenie. – Na ulicy znalazłam ulotkę. Choć nie przekonało mnie umieszczone na niej zdanie „Zrelaksuj się w klubowej atmosferze najlepszych pubów w Poznaniu i rozpocznij nową przygodę”, poszłam. Przecież nie miałam innych planów na wieczór – opowiada. – Na imprezie dostrzegłam dwa typy mężczyzn. Jedni siedzieli bliżej drzwi wyjściowych, odwróceni plecami do świata. Skuleni nad szklanką piwa. W każdej chwili gotowi do ucieczki. Drudzy zajęli miejsca w głębi, przy barze: pewni siebie, rozparci na barowym stołku jak na kanapie. Taksowali wzrokiem dziewczyny, jakby wybierali, która padnie tej nocy ich ofiarą. Zagadnęła Dominika, reprezentanta skulonych przy kuflu, ale on po chwili wstał i wyszedł. Tłumaczył, że jest zmęczony. Mówił, że może wróci, ale z oczu mu patrzyło, że nie. – Dziewczyny są zdecydowanie bardziej odważne niż mężczyźni. Pewnie dlatego na pierwszych imprezach panowie stanowili zaledwie 30 proc. gości, dziś proporcje się wyrównały. Mężczyźni czują się na przegranej pozycji – tłumaczy Przemek Kamiński ze Strefy Singla. – Jak zagadam kobietę, mogę być posądzony o podrywanie. Faceta tym bardziej nie zaczepię, bo może pomyśleć, że jestem gejem – żali się Artur, uśmiechnięty 40-latek, który na co dzień prowadzi firmę reklamową. Na imprezach szuka partnerki – jak mówi – w realu. – Jestem wzrokowcem. I nie chodzi o to, by kobietę zobaczyć na zdjęciu w Internecie. Lubię widzieć, jak się porusza, gestykuluje w czasie rozmowy, jak ręką odgarnia włosy. Wtedy jest szansa, że coś zaiskrzy – wyjaśnia.Internet do tej pory był też jedynym miejscem poszukiwania drugiej połowy dla Marzeny. Niewysoka szatynka w czerwieni przyznaje, że jej się nie udało. Teraz postanowiła szukać chłopaka w Strefie Singla. Rudowłosa 40-letnia Marianna poznała mężczyznę przez Internet i była z nim dwa lata. Okazał się jednak niedojrzały i rozstała się z nim. Na imprezy dla singli przychodzi, by miło spędzić wieczór.