Prowadzą własne restauracje, popularyzują kuchnię, wydają książki pełne interesujących przepisów, każda zajmuje własne, wypracowane nie bez trudu miejsce.
W odstępie kilku dni na rynek trafiły tytuły „Kocham gotować” Magdy i „Kolory smaków” Marty. Trudno mi uniknąć skojarzeń: jedna z nich przywodzi na myśl flirtującą z czytelnikiem i widzem Nigellę Lawson, druga spokojną i rzeczową Marthę Stewart. Choć anglosaskie damy dzieli wiele, łączy je profesjonalizm wysokiej klasy, a panie Gessler niczym się od nich nie różnią. Zbiory przepisów podsuwane przez Magdę i Martę to zestawy w pełni przemyślane, opracowane i niemal ready to serve, by posłużyć się reklamowym hasłem spotykanym na anglosaskich produktach.Nie jest łatwo porównać obie książki. Mówimy o propozycjach z wyższej półki, kiedy liczą się zarówno przepisy, jak i sposób ich prezentacji: tekst, grafika, zdjęcia. Kolor albo jego brak. Czcionka, gatunek papieru, oprawa. Wydawcy wiedzą, że choć zawsze mogą liczyć na fanów kulinarnych kompendiów, jest to rynek podlegający naturalnemu samoograniczeniu, ile bowiem książek kucharskich można ustawić na półce? Aby złowić nowych amatorów stania przy garach, trzeba im rzucić smaczną przynętę.
Przyznaję, że na moją ocenę ma wpływ właśnie wygląd tomu. Gotowanie Marty określić można jednym słowem „cool”. To warsztat smaku, a właściwie warsztat koloru, jako że przepisy ułożone są według kodu barw uzyskiwanych przez potrawy – od bieli przez zieleń, odcienie żółci i czerwieni, fiolet aż do… przezroczystości. Zabrakło czerni, kto jednak chciałby się chwalić przypalonym daniem? Opisy są rudymentarne, ale dopełniają je artystyczne fotografie Marcina Klabana. Dzięki nim łatwo sobie wyobrazić dania. To one najbardziej zachęcają do eksperymentowania z kolorem. Z pewnością warto, bo aranżacje są uderzająco proste, tyle tylko, że nikomu nie przychodzą do głowy. Można rzodkiewkę podać tradycyjnie, ale dlaczego nie zaserwować jej pokrojonej w cienkie talarki ułożone gęsto w pucharku.
Magdygesslerowy „Przepis na życie” (podtytuł tomu) pełen jest ciekawych receptur, z których bez wątpienia skorzystam, ale przeszkadza mi nieco manieryczność ich podania, by tak rzec, i wyczuwalna egzaltacja autorki. Jej menu także wykorzystuje kolor, ale barwy w kuchni Magdy odzwierciedlają pasje: pożądanie, zazdrość, perwersję, miłość, zdradę. „Czaruję kolorem, smakiem i zapachem” – przyznaje się. Powiązanie potraw z uczuciami wydaje się jednak dość swobodne. Dlaczego eklery z gorzkiej żołądkowej symbolizować mają niechęć, a zalotny ma być słony jak cholera portugalski suszony dorsz? Zbyt dużo dzieje się też na stronach książki – kilka krojów czcionki, inicjały, kolory, ozdóbki, szlaczki, zdjęcia.
Marta Gessler Kuchnia Marty Kolory smaków Publicat, Poznań 2007