Pomysły się nie starzeją. Renata Sobczak-Jaskulska, kurator wystawy‚ zwraca uwagę‚ że np. umieszczanie większego kamienia szlachetnego w wianuszku mniejszych jest do dziś powielane przez jubilerów.

W jubilerstwie XX w. liczą się estetyka, kunszt i technika złotnika‚ a nie wartość materiałów. W jednej gablocie kuratorka zestawia ogień brylantów z jaśniejszym blaskiem sztucznych kamieni. Podkreśla też‚ że sztuczna biżuteria nie musi być gorsza. Była przecież projektowana i lansowana przez znanych‚ jak chociażby Coco Chanel. Mimo to trudno sobie wyobrazić jednoczesne noszenie naszyjnika w stylu neobaroku z kameami (złoto „56”‚ rzeźbione korale z carskiej Rosji, koniec XIX w.) i polskiej klamry z lat 30. XX w. z... celuloidu i mosiądzu. Renata Sobczak-Jaskulska, lokując te dwa cacka po sąsiedzku, udowodniła ich estetyczną relację.

Atutem wystawy są też nazwiska twórców biżuterii i bibelotów: Peter Carl Fabergé‚ Michaił J. Perchin czy Józef Fajngold. Podobno o pierwszym świat by niewiele wiedział‚ gdyby nie upodobanie cara Aleksandra III i jego małżonki do imperialnych jaj oraz światowa wystawa w Paryżu. Uznanie zawdzięczał jednak umiejętnościom łączenia nie tylko kruszcu z kamieniami i emalią‚ ale też artyzmu z przedsiębiorczością. Dla Fabergé pracowało około 500 projektantów‚ wykonawców i handlowców‚ a jego firma miała oddziały (poza Sankt Petersburgiem) w Moskwie‚ Odessie i Londynie. W Poznaniu można oglądać popularne jajeczka-wisiorki‚ którymi caryca obdarowywała swe damy.

Z precjozami carskiego jubilera kontrastują miedziane „główki”‚ broszki z lat 40. Józefa Fajngolda – klasycyzujące w rysunku‚ subtelne w nastroju‚ w stylu art déco. „Ostatni złotnik przedwojennej Warszawy” powrócił do motywu w latach 80. Przez 60 lat wciąż się podobał.

Blisko 300 eksponatów można obejrzeć na wystawie w Poznaniu „Biżuteria od biedermeieru do art déco” czynnej do 24 marca