Druga młodość opery

Lodoiska jest Polką, a jej miłosne perypetie we francuskim utworze przedstawił Włoch Luigi Cherubini. Po 200 latach ten operowy rarytas odkrył dla nas Festiwal Beethovenowski

Publikacja: 18.03.2008 10:01

Druga młodość opery

Foto: Rzeczpospolita

Trudno zrozumieć, dlaczego „Lodoiską” przez ponad dwa stulecia nie zainteresował się żaden z naszych teatrów. Takich poloników w światowych zasobach operowych jest niewiele.

Choć opowieść o ukochanej, którą odnajduje szlachcic Floreski i przy pomocy Tatarów uwalnia ją z rąk złego Dourlinskiego, brzmi dziś nieprawdopodobnie, to przecież nie chodzi tu o prawdę realiów. Tajemnicze historie cieszyły się w epoce Cherubiniego popularnością, a od pogmatwanej intrygi ważniejsza jest sama muzyka. Tej czas nie odebrał wartości.

„Lodoiskę”, której premiera odbyła się w 1791 r., przypomniał nam dopiero Festiwal Beethovenowski. Patron imprezy bardzo cenił Cherubiniego i – w co trudno dziś uwierzyć – wzorował się na jego muzyce. Są jednak w niej fragmenty pełne uroku, zwłaszcza w partii orkiestry, w scenach zbiorowych czy polonezowych ariach służącego Varbela.

„Lodoiskę” oddano w młode ręce. Kiedy Łukasz Borowicz z temperamentem poprowadził w uwerturze Polską Orkiestrę Radiową, zapowiadał się nader atrakcyjny wieczór. Potem owego żywiołu było nieco za dużo. Przydałoby się więcej subtelności i dopracowania szczegółu, a zwłaszcza lepszych proporcji między brzmieniem orkiestry a głosami solistów. Finałowa scena pożaru znów miała świetną dynamikę.

Oprócz dyrygenta młodzi też byli śpiewacy. Nie wszyscy wczuli się w styl muzyki Cherubiniego; najpełniej udało się to Lionelowi Lhote (Varbel), efektownie zaśpiewała też partię Lodoiski Ukrainka Sofia Soloviy. Brakowało natomiast młodzieńczej świeżości w górnych dźwiękach tenorowi Tadeuszowi Szlenkierowi (Floreski), lepiej zaprezentowali się dwaj śpiewacy obdarzeni najniższymi głosami: Wojciech Gierlach (Dourlinski) i Remigiusz Łukomski (Altamoras). Ozdobą koncertu były dwa męskie chóry: Polskiego Radia w Krakowie oraz Camerata Silesia.

Z wdziękiem objaśniał w swej narracji kolejność zdarzeń dawny aktor Commedie Francaise, Paul-Emile Deiber. To był poniekąd małżeński wieczór, bo jego żona Christa Ludwig czuwała nad przygotowaniem solistów. Ta jedna z największych śpiewaczek ostatniego półwiecza miała w niedzielę urodziny, po koncercie dostała 80 czerwonych róż. A kiedy odśpiewano jej „Sto lat”, Christa Ludwig zapowiedziała chęć powrotu na Festiwal Beethovenowski. Oby tak się stało. Może przygotuje warszawskiej publiczności kolejną atrakcję.

Trudno zrozumieć, dlaczego „Lodoiską” przez ponad dwa stulecia nie zainteresował się żaden z naszych teatrów. Takich poloników w światowych zasobach operowych jest niewiele.

Choć opowieść o ukochanej, którą odnajduje szlachcic Floreski i przy pomocy Tatarów uwalnia ją z rąk złego Dourlinskiego, brzmi dziś nieprawdopodobnie, to przecież nie chodzi tu o prawdę realiów. Tajemnicze historie cieszyły się w epoce Cherubiniego popularnością, a od pogmatwanej intrygi ważniejsza jest sama muzyka. Tej czas nie odebrał wartości.

Kultura
Dzień Dziecka w Muzeum Gazowni Warszawskiej
Kultura
Kultura designu w dobie kryzysu klimatycznego
Kultura
Noc Muzeów 2025. W Krakowie już w piątek, w innych miastach tradycyjnie w sobotę
Kultura
„Nie pytaj o Polskę": wystawa o polskiej mentalności inspirowana polskimi szlagierami
Kultura
Złote Lwy i nagrody Biennale Architektury w Wenecji