Jeszcze kilkanaście lat temu wydawało się‚ że jesteśmy skazani na hot dogi‚ hamburgery lub swojskie zapiekanki. Wystarczyło jednak kilka lat‚ by panorama ulicznej gastronomii została nieomal całkowicie zdominowana przez kebab. Dziś można bez mała mówić o monokulturze‚ jeśli myślimy o jedzeniu na wynos. Jeśli w budkach z wietnamskim jedzeniem pojawił się obrotowy grill do gyrosu vel kebabu, to widać jak na dłoni‚ że Polacy pokochali turecki fast food.
[srodtytul]Korzenie mięsa z ognia[/srodtytul]
Korzenie kebabu są bez wątpienia tureckie. Pierwsze wzmianki wskazują‚ że danie pochodzi z Anatolii. Trzeba jednak pamiętać‚ że kebab w XV wieku znaczył tyle co pieczony na ogniu, w odróżnieniu od duszonego yahini. Przecież oprócz niezmiernie popularnego donnera istnieje adana lub sish kebab‚ a to tylko jego najbardziej popularne odmiany. Kiedy dokładnie pojawił się w formie mięsa pieczonego na pionowym ruszcie‚ cienko skrawany i podawany w chlebku pita, nie wiadomo. Niektórzy wynalazek ten przypisują pewnemu kucharzowi z Bursy o imieniu Iskander Usta‚ który w 1867 miał dokonać genialnego odkrycia. Jednak ja sam znalazłem w jednym ze stambulskich muzeów rycinę z 1850 roku, na której wąsaty Turek przyrządza kebab. Czyli wynalazek, zanim podbił stolicę imperium, musiał być co najmniej kilkadziesiąt lat wcześniej opatentowany na prowincji.
[srodtytul]Garkuchnia imperium[/srodtytul]
Stambuł jest wyjątkowo smacznym miastem. Szczególnie dla osób o mniej zasobnym portfelu. Niezliczona ilość słonych i słodkich przekąsek i przegryzek jest na wyciągnięcie dłoni. Co prawda zajadanie się kebabem wydawało mi się banalne‚ gdy mogłem wybierać przeróżne rodzaje pasztecików z mięsem lub bez, z yufki‚ czyli cieniutkiego ciasta, które u nas występuje jako filo. Jednak, proszę mi wierzyć, czasem trudno było się oprzeć.