Pałac Kultury i Nauki, czwartek wieczór. Już od progu widać – jest szpan. Zaproszenia sprawdzają eleganccy wykidajły, za nimi szpaler hostess a la Miss Polonia – w ciemnoróżowych satynach do ziemi, przepasane szarfami z napisem Sony. Za nimi szpaler fotoreporterów z obiektywami gotowymi do strzału. Rozpoczyna się snob-gala: elektroniczne efekty, oślepiające światła, łomot z głośników.
Dookoła reklamy dóbr procentowych, których producenci dołożyli grosz do imprezy. Serwowane gratis trunki, pod ścianą – ciepły i zimny bufet. Słowem, obowiązujący standard. Nadciągają celebryci. W Sali Marmurowej tłum, że szpilki nie wepchniesz. Co to za impreza?
Bal vipów? Nie, rozdanie nagród Machina Design. Chodzi o niszowy, lecz wpływowy miesięcznik o popkulturowym profilu, penetrujący głównie scenę muzyczną, a także inne dziedziny kreatywności. Machina po raz pierwszy ogłosiła plebiscyt na najbardziej designerskie produkty i usługi roku 2008. Nadeszło prawie 400 zgłoszeń. Laury przyznano w szesnastu kategoriach, pięciu specjalnych plus Grand Prix. W jury pod przewodnictwem Doroty Koziary zasiadało czternastu (!) tuzów wzornictwa i architektury, w tym Alessandro Mendini, Ewa Minge, Francesca Picchi, Setyendra Pakhale i… Ksawery Piwocki, rektor warszawskiej ASP. Wbrew luzowi lansowanemu przez periodyk, gala oraz jej goście reprezentowali zadęcie w iście hollywoodzkim stylu. W porównaniu z tym, rozdanie weneckich Złotych Lwów to skromna prywatna uroczystość.
Ale zanim doszło do uroczystości, walnęło po uszach i na wielkim ekranie zobaczyliśmy klip reklamujący… samą nagrodę (z niewiadomych powodów nazwaną Rdzeniem): pastisz słynnej sekwencji otwierającej „Odyseę kosmiczną 2001” Kubricka. Z tym, że tajemniczy przedmiot znaleziony przez małpę zastąpiony został przezroczystą czerwoną formą (szklaną?), przywodzącą na myśl kość lub szkło ozdobne z Krosna. Obiekt projektu Janusza Kaniewskiego, naszego człowieka w Londynie.
Po zaprezentowaniu Rdzenia zaczęła się parada laureatów. W festiwalowej manierze. Najpierw gospodarze (Beata Sadowski i Piotr Metz, naczelny pisma) wywoływali „wręczaczy”, czyli postaci z górnej popkulturowej półki. Niektórzy z nich sympatyczni i utalentowani. Tylko – po co? Co ma do designu Edyta Jungowska, Katarzyna Figura, Maria Serwryn, Bogusław Linda czy Stanisław Soyka? Żeby uwiarygodnić honor swą osobą? Pobłogosławić? Co znamienne – największe brawa przywitały wystąpienie Janusza Palikota. Cool facet, nie odmówił Machinie usługi „wręczacza”.