Neron jadł dużo cytryn, bo wierzył, że stanowią odtrutkę na trucizny. Casanova używał ich z kolei jako środka antykoncepcyjnego. Zresztą tę metodę zapobiegania ciąży przez kilkaset lat wykorzystywano w krajach śródziemnomorskich. Nie słyszałam, żeby dziś ginekolodzy ją polecali, ale z badań profesora Rogera Shorta z Uniwersytetu w Melbourne wynika, że 10-procentowy sok z cytryny oprócz niszczenia plemników, tysiąckrotnie obniża zdolność wirusa HIV do zakażania komórek.
[srodtytul]Pomarańcze na uśmiech [/srodtytul]
Cytrusy są doskonałym źródłem witaminy C. Więcej ma jej natka pietruszki, ale kto by się nią zajadał? Każdy zna zalety smaku cytrusów. Traktujemy je jako przekąski w codziennej diecie. Podczas gdy 100 gramów jabłka zawiera 7 mg witaminy C, tyle samo pomarańczy ma jej pięć razy więcej – 35 mg, a cytryny – 31 mg.
W PRL pomarańcze były rarytasem – wystane w kolejkach albo wyciągane spod lady. Dostępne tylko w czasie świąt Bożego Narodzenia. Dziś spowszedniały. Zapominamy o ich olbrzymim znaczeniu w profilaktyce zdrowotnej. A dietetycy przekonują, że wśród pięciu owoców, które trzeba zjadać każdego dnia, powinna być pomarańcza. W zimie ma najintensywniejszy aromat. Należy wybierać owoce ciężkie – soczyste i o zdrowej skórce.
Dojrzała, poza witaminą C, zawiera tiaminę – „witaminę duszy” wpływającą kojąco na nerwy. Dzięki niej łatwiej pokonujemy stresy, przygnębienie i niepokój. Co więcej, lepiej dopisuje nam pamięć, bo tiamina bierze udział w uwalnianiu acetylocholiny, substancji regulującej procesy zapamiętywania.