Przestrzeń w sztuce czyli podróż dookoła świata

Wiek XX wywrócił sztukę do góry nogami. Ostatnie stulecie to czasy zamazywania granic i gatunków oraz działalność „niszczycielska”, czyli rozbijanie tradycyjnie pojmowanego dzieła

Publikacja: 05.03.2009 16:03

Jacob Dahlgren, „Niebo to miejsce na ziemi” (2006 r.)

Jacob Dahlgren, „Niebo to miejsce na ziemi” (2006 r.)

Foto: Archiwum

[i]Esej[/i]

„Malarstwo i rzeźba stają się terminami anachronicznymi: należy raczej mówić o plastyce dwu, trzy- i wielowymiarowej. Nie chodzi bowiem o odrębne przejawy wrażliwości, ale o rozwój jednej wrażliwości twórczej w różnych przestrzeniach” – takiego zdania był Victor Vasarely w połowie lat 50. ubiegłego wieku. Francuskiego twórcę, jednego z głównych przedstawicieli abstrakcji geometrycznej i prekursora op-artu, najbardziej interesowały zagadnienia kinetyki. I nie był w swej pasji odosobniony. Z kolei Donald Judd, minimalista, podkreśla wagę „intensywności dzieła”, także uznając podział na dyscypliny za przeżytek.

Dziś każdy chwyt i technika dozwolone, byle oddawały ideę i poruszały widzów, negatywnie bądź pozytywnie, nieważne.

[srodtytul]Przestrzeń indywidualna[/srodtytul]

W tej sytuacji nie sposób zamykać festiwalu czy przeglądu sztuk wizualnych w obrębie jednej dziedziny. Zawsze znajdzie się jakiś niesubordynowany autor, który wystąpi z utworem interdyscyplinarnym. Nic dziwnego, że festiwal szczeciński, zainicjowany jako spotkania fotografii, przeobraził się w Festiwal Sztuki Wizualnej. Tak jest o wiele ciekawiej. Oczywiście zdjęcia też się pojawiają. Zarówno w formie „klasycznej” (pokazy Galerii Bezdomnej), jak i w postaciach nowoczesnych – np. jako lightboksy (podświetlane gabloty, połączone z obrazami wideo, kompozycje autorstwa Keda Olszewskiego i Arka Piętaka), jako slajdy rzutowane na rozmaite obiekty lub obrazy elektroniczne (m.in. użyte przy prezentacji projektów interaktywnej architektury).

Obok fotografii pojawią się instalacje świetlne i dźwiękowe, filmy, performance. I tak np. Katarzyna Majak zagospodaruje teren parku „Usadowieniem” – realizacją z wiszącymi drzewkami owocowymi). Do grona oficjalnej sztuki dopuszczeni zostali grafficiarze – tym razem sześciu artystów z różnych polskich miast stworzy malowidła na szczecińskich murach. Zobaczymy też kompozycje z gotowych przedmiotów. Dowcipny pokaz „Wszystkie kolory dozwolone, pod warunkiem że nie przeszkadzają w handlu” to spadek po Duchampowskich ready-mades: belgijscy i francuscy autorzy korzystali z zasobów sklepów gospodarstwa domowego.

Wystawy zajmą wszystkie miejsca ekspozycyjne Szczecina, a także opanują przestrzeń publiczną. W sumie całe miasto przeobrazi się w monumentalną galerię. Fantastyczna okazja, żeby zobaczyć, czym obecnie żyje współczesna plastyka.

[srodtytul]Tytuł bez ograniczeń[/srodtytul]

Festiwale na ogół opatrywane są tytułem, hasłem, mottem. Ale tak naprawdę przy dzisiejszym stanie plastyki nazwy ani slogany nie mają znaczenia. Organizatorzy 5. Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Wizualnej inSPIRACJE też sięgnęli po luźno ujętą tematykę, pozwalając twórcom na absolutną interpretacyjną swobodę.

Bo tytuł „Zagadnienia przestrzeni” można rozumieć w dowolny sposób. Zaryzykuję twierdzenie, że nie ma takiego dzieła sztuki, z którego trzeci, a nawet czwarty wymiar byłyby całkowicie wyeliminowane. Przykład? Nawet w przypadku obrazów zwanych all-over, czyli płaszczyznach pokrytych tapetowym ornamentem, niektóre elementy wybijają się na plan pierwszy. A więc pojawia się sugestia trzeciego wymiaru, który podpowiada nam wyobraźnia.

Załóżmy jednak, że odrzucimy systemy i kierunki tworzące iluzję głębi na płaszczyźnie – a w historii sztuki było ich sporo, od renesansowej perspektywy zbieżnej, poprzez barokowy trompe l’oeil, po XX-wieczny op-art. Nawet wówczas stajemy wobec bezmiaru wizualnych zjawisk, w których przestrzeń odgrywa ważną czy najważniejszą rolę. Ich rozpiętość przyprawia o zawrót głowy. Wystarczy porównać przecięte płótna Fontany z wyspami opakowanymi przez Christo. Albo happeningi Allana Kaprowa z gigantycznymi obrazami rzutowanymi na fasady budynków, jak to robi Krzysztof Wodiczko. Lub wideoinstalację Pipilotti Rist z realizacjami Yves’a Kleina „malowanymi” ogniem, wodą lub nagimi ciałami modelek; „Mobile” Caldera z pirotechnicznymi instalacjami Cai Guo Qianga. Wszystko to działania w przestrzeni, kreacje wobec przestrzeni. I gdyby jakimś cudem można je było w Szczecinie zebrać, znakomicie mieściłyby się w profilu tegorocznego przedsięwzięcia.

[srodtytul]Między kosmosem a mikroskopem[/srodtytul]

Świat postrzegamy w proporcji do ludzkiego ciała. To w odniesieniu do nas, ludzi, mówimy o mikro czy makroskali. Odczuwamy też dal i bliskość mierzoną w czasie, uważanym za czwarty wymiar. Dalsze wymiary podpowiada wyobraźnia oraz współczesna technika. Dzięki temu możemy przebywać w kilku przestrzeniach jednocześnie. Albo przenieść się w przestrzeń wirtualną.

Okiełznanie przestrzeni zajęło artystom prawie cały XX wiek. W efekcie obecna świadomość przestrzeni jest zupełnie inna, niż była np. w średniowieczu. Jak reaguje na to sztuka? Kto chce wiedzieć – polecam inSPIRACJE. Organizatorzy szczecińskiego festiwalu skonfrontowali ponad pół setki artystów, w dokonaniach których istotną rolę odgrywa trzeci, czwarty, piąty wymiar… Można z nimi zwiedzić różne strefy przestrzeni i czasu. A nawet dalej.

[srodtytul]Łamanie brył i twarzy[/srodtytul]

Żeby zrozumieć sens inSPIRACJI, trzeba przywołać pionierskich „pogromców trzeciego wymiaru”. Rewolucja zaczęła się dokładnie sto lat temu – wraz z pojawieniem się na firmamencie sztuki futurystów, którzy w lutym 1909 roku ogłosili manifest. Buńczuczny tekst i takaż postawa stanowiły wyraz fascynacji nowoczesnością: życiem miejskim, szybkim tempem, postępem technicznym i… automobilem, który miał być piękniejszy od Nike z Samotraki.

Futurystom wojna wydawała się konieczna, żeby zniszczyć zbędne przeżytki, zrobić pole dla kreacji przyszłości. Futuryści pierwsi próbowali przedstawić dynamikę w statycznych przedstawieniach. Najpierw sięgnęli po najprostszą metodę – zestawili na jednej płaszczyźnie różne fazy ruchu. To tak, jakby nałożyć na siebie kilka klatek filmu animowanego. Zamiast korzystać z perspektywy zbieżnej, „łamali” bryły budowli i przedmiotów; wpisywali w kręgi, w łuki, w linie prowadzone pod różnymi kątami.

Niemal jednocześnie analizą przestrzeni zajęli się kubiści. Oni też „połamali” obiekty, wnętrza, twarze. Następnie przedmioty ukazane z rozmaitych punktów widzenia złożyli w całość, na płaszczyźnie. Jednak wciąż te kompozycje były płaskie i statyczne; ruch i przestrzeń pozostawały w sferze wyobraźni.

Momentem przełomowym stało się doklejenie kawałka ceratki. Wpadł na to Picasso w 1913 roku. Stąd był krok do kolaży, następnie – do asamblaży, kompozycji naprawdę wychodzących w przestrzeń.

W ubiegłym stuleciu odkrycia w sztuce kilkakrotnie nabierały przyspieszenia. Pierwszy moment „wybuchu” nowych idei miał miejsce tuż przed pierwszą wojną i w latach wojny. W 1911 roku Duchamp namalował „Akt schodzący po schodach” (kolejne fazy ruchu nóg i postaci, także pomysł pokrewny filmowi animowanemu); dwa lata później wymyślił ready-mades, w dalszych latach skonstruował „Szklaną maszynę”. Składała się z wycinków koła, wprawionych w ruch rotacyjny. Wirujące tarcze tworzyły wrażenie kręgów i spiral wnikających głęboko w przestrzeń. Autor wykorzystał przyrząd w filmie, otwierając drogę filmom abstrakcyjnym. Tak zaczęła się przygoda ze sztuką kinetyczną, którą fascynowali się awangardyści doby międzywojnia (Albers, Moholy-Nagy).

Inaczej zaanektował przestrzeń dadaista Kurt Schwitters: przekształcił wnętrze swego domu w dzieło sztuki; wyburzył ściany, przebijał się przez piętra, montował absurdalne kolumny i tworzył „groty”. Chyba można go uznać za patrona instalacji.

[srodtytul]Ruchome dzieło sztuki[/srodtytul]

Kolejny atak na przestrzeń i ruch przypuścili twórcy po II wojnie. Już pod koniec lat 40. powstawały kompozycje przestrzenne (Nicolas Schoeffer), ożywiane zmiennymi światłami, połączone z muzyką i filmową projekcją. Jednocześnie uaktywnili się rzeźbiarze abstrakcjoniści. Alexander Calder, Henry Moore, konstruktywiści Naum Gabo i Antoine Pevsner i wielu innych artystów włączyło do dzieła… otwory, pozwalające patrzeć poprzez rzeźbę, czuć jej przestrzenność i powiązanie z otoczeniem. Niektórzy mistrzowie budowali lekkie konstrukcje ażurowe, zawieszane pod sufitem, ożywiane prądami powietrza lub dotykiem (pierwsze tego typu próby były podejmowane jeszcze przed wojną, m.in. przez Katarzynę Kobro).

W połowie lat 50. ruszyła lawina koncepcji, opartych na łączeniu sztuki z techniką. Wówczas też po raz pierwszy widz został wytrącony z biernego odbioru, zmuszony do aktywności. Miał dotykać dzieła, przemieszczać się, manipulować pokrętłami. A niekiedy podążać tropem ruchomego obiektu.

Jean Tinguely, Szwajcar związany z francuskim nowym realizmem, pierwsze ruchome konstrukcje wykonywał z abstrakcyjnych form („Meta-Malewicz” czy „Rzeźba meta-mechaniczna samochodowa”). W jego dokonaniach nieodzownym elementem był humor. Mobilne rzeźby wykonywały rozmaite czynności, aby w końcu doprowadzić do autodestrukcji. Czy można się dziwić, że Duchamp był zachwycony taką postawą? Tinguely wywołał skandal, prezentując na Biennale paryskim w 1959 roku „Meta-Matic”, urządzenie do malowania abstrakcyjnych obrazków. Tę datę można przyjąć za kres informelu i taszyzmu. Mechanizm wygrał z człowiekiem.

[srodtytul]Działania bez granic[/srodtytul]

Wiadomo, że w sztuce nie ma postępu. Ale gdyby pokusić się o poprowadzenie „linii innowacyjnej” w sztuce XX wieku, dałoby się wyodrębnić kluczowe etapy. O przejściu od płaskiego malowidła do coraz bardziej anektującego przestrzeń asamblażu już wspominałam. Było też o zdobyczach kinetyki i dziełach ruchomych. Teraz wypada przejść do environmentu i happeningu. Obydwa zjawiska zrewolucjonizowały sztukę w latach 60. I obydwa łączyły się z opanowaniem przestrzeni – zamkniętej bądź otwartej. Tym razem przywołam wyłącznie twórców rodzimych. Najpierw o Tadeuszu Kantorze, niestrudzonym „importerze” kulturalnych nowinek na grunt polski. Na szczęście twórca Cricotu dokonywał transplantacji twórczo, po swojemu. Jego „Wystawa popularna” w Krzysztoforach (1963) była wyłomem w tradycji wystawienniczej. Żadnych prac w ramach, precz z aranżacją. Zamiast tego – improwizacja, świadome niechlujstwo i wyraźna „nieadekwatność” obiektów do zabytkowego miejsca.

W Polsce największy rozgłos zdobył „Panoramiczny happening morski” (1967) Kantora – a to za sprawą zdjęć i legendy. Ubrany we frak Edward Krasiński dyrygował falami morskimi Bałtyku.

Następne etapy ingerencji w przestrzeń to minimalart, landart, mailart, performance, konceptualizm. Kierunki bez rygorystycznie przeprowadzonych granic, przenikające się lub z siebie wynikające.

Do dziś chylę czoła przed odkrywcami, którzy pomimo izolacji PRL od Zachodu nadążali, a nawet wyprzedzali nowe prądy.

Władysław Hasior (mam na myśli zarówno jego asamblaże, jak działania rytualne, np. procesje z abstrakcyjnymi sztandarami); Jerzy Grotowski (wywarł wpływ na performerów; ostatnio o nim dużo z racji jubileuszu); Jerzy Rosołowicz, cudownie dowcipny konceptualista z Wrocławia; Włodzimierz Borowski, autor pokazów „synkretycznych” – przedstawień świetlno-teatralnych; Jan Berdyszak, twórca interdyscyplinarny, także autor projekcji symultanicznych. Na wyodrębnienie zasługuje Wojciech Fangor, który wraz ze Stanisławem Zamecznikiem zrealizował pierwszy polski environment – wystawę „Studium przestrzeni” (1959). Abstrakcyjne obrazy „przepływały” z płótna na kolejne i przenikały się z malowidłami ściennymi.

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności dokonania Fangora przypomina prezentowana podczas szczecińskich inSPIRACJI wystawa „Jak malarstwo kształtuje nowe przestrzenie?”. Pomysłodawczynie pokazu, Karolina Jabłońska i Anka Leśniak, wygrały kuratorski konkurs. Zestawiły prace nestora z najnowszymi poszukiwaniami mistrzów średniego pokolenia (Leona Tarasewicza, Piotra C. Kowalskiego, Dominika Lejmana) i z pracami młodej generacji – m.in. Anny Okrasko, Olgi

Lewickiej, Izabeli Chamczyk. Gwiazdami festiwalu będą też twórcy filmowi, których dokonania plasują się niekiedy pomiędzy kinem a plastyką. Tak więc zobaczymy instalację Petera Greenawaya (z wykształcenia malarza) i przegląd filmów Zbigniewa Rybczyńskiego. Nie muszę reklamować obsypanego nagrodami „Tanga” – radzę natomiast zwrócić uwagę na króciutką animację „Kwadrat” (1973). To błyskotliwa zabawa z formą, a przy okazji – przejście przez rozmaite rozwiązania plastyczno-technicze XX wieku. Rybczyński dowodzi: nic nie pojawia się z niebios, wszystko ma przeszłość i kontynuację.

A każde zjawisko, nawet pominięte, niedocenione na bieżąco, może posłużyć za inspirację. Tym, którzy tworzą dziś i w przyszłości.

[i]Esej[/i]

„Malarstwo i rzeźba stają się terminami anachronicznymi: należy raczej mówić o plastyce dwu, trzy- i wielowymiarowej. Nie chodzi bowiem o odrębne przejawy wrażliwości, ale o rozwój jednej wrażliwości twórczej w różnych przestrzeniach” – takiego zdania był Victor Vasarely w połowie lat 50. ubiegłego wieku. Francuskiego twórcę, jednego z głównych przedstawicieli abstrakcji geometrycznej i prekursora op-artu, najbardziej interesowały zagadnienia kinetyki. I nie był w swej pasji odosobniony. Z kolei Donald Judd, minimalista, podkreśla wagę „intensywności dzieła”, także uznając podział na dyscypliny za przeżytek.

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"