[i]Esej[/i]
„Malarstwo i rzeźba stają się terminami anachronicznymi: należy raczej mówić o plastyce dwu, trzy- i wielowymiarowej. Nie chodzi bowiem o odrębne przejawy wrażliwości, ale o rozwój jednej wrażliwości twórczej w różnych przestrzeniach” – takiego zdania był Victor Vasarely w połowie lat 50. ubiegłego wieku. Francuskiego twórcę, jednego z głównych przedstawicieli abstrakcji geometrycznej i prekursora op-artu, najbardziej interesowały zagadnienia kinetyki. I nie był w swej pasji odosobniony. Z kolei Donald Judd, minimalista, podkreśla wagę „intensywności dzieła”, także uznając podział na dyscypliny za przeżytek.
Dziś każdy chwyt i technika dozwolone, byle oddawały ideę i poruszały widzów, negatywnie bądź pozytywnie, nieważne.
[srodtytul]Przestrzeń indywidualna[/srodtytul]
W tej sytuacji nie sposób zamykać festiwalu czy przeglądu sztuk wizualnych w obrębie jednej dziedziny. Zawsze znajdzie się jakiś niesubordynowany autor, który wystąpi z utworem interdyscyplinarnym. Nic dziwnego, że festiwal szczeciński, zainicjowany jako spotkania fotografii, przeobraził się w Festiwal Sztuki Wizualnej. Tak jest o wiele ciekawiej. Oczywiście zdjęcia też się pojawiają. Zarówno w formie „klasycznej” (pokazy Galerii Bezdomnej), jak i w postaciach nowoczesnych – np. jako lightboksy (podświetlane gabloty, połączone z obrazami wideo, kompozycje autorstwa Keda Olszewskiego i Arka Piętaka), jako slajdy rzutowane na rozmaite obiekty lub obrazy elektroniczne (m.in. użyte przy prezentacji projektów interaktywnej architektury).