Ten nowy człon twojego nazwiska to po mężu? – zapytał znajomy, który jeszcze niedawno znał mnie jako Redlińską. – Nie, to nasz wspólny człon. Biorąc ślub, oboje z mężem dodaliśmy go do swoich nazwisk – wyjaśniłam. Znajomy, podobnie jak i inni, zareagował zdziwieniem. Gdybym umiała czytać w ich myślach, pewnie okazałoby się, że tkwi w nich głębokie przeświadczenie o tym, że kobieta w momencie zmiany stanu cywilnego powinna zmienić nazwisko. Oczywiście na nazwisko męża. Dlaczego? Ponieważ taka jest siła tradycji – słyszałam.
Rezygnacja ze swojego nazwiska byłaby dla mnie równoznaczna z wyrzeczeniem się ważnego kawałka mnie samej (nie dlatego, że tym samym przestałabym być kojarzona ze swoim słynnym stryjem Edwardem, autorem „Konopielki”). Przez prawie 30 lat bardzo się ze swoim nazwiskiem zżyłam. Zdecydowaliśmy się z narzeczonym na rozwiązanie kompromisowe. Kiedy zaczęłam bliżej interesować się tematem, okazało się, że jesteśmy w tym „dziwni”.
[wyimek]Jeśli kobiety decydują się na pozostawienie rodowego nazwiska, to najczęściej „robią to dla taty”[/wyimek]
[srodtytul]Panieńskie jest w niełasce [/srodtytul]
– Najrzadziej zdarzają się przypadki przyjęcia przez męża nazwiska żony. Choć i tak panowie wolą to niż dodanie do swojego nazwiska drugiego członu – tłumaczy Edmund Olczak, kierownik Urzędu Stanu Cywilnego w Krakowie. – Najczęściej kobiety przyjmują nazwisko męża – kontynuuje. – Drugim pod względem powszechności rozwiązaniem jest dodanie przez panie członu nazwiska męża. Rzadko pozostają przy swoim.