W e-mailu pisać: Szanowny panie czy witam? Czy przy gościach można mieć włączony telewizor? Czy w kościele dziecko może się bawić zabawką?
Te i dziesiątki innych pytań kwalifikowałyby się do rozstrzygnięcia przez savoir-vivre 2009 roku. Wydają się bardziej aktualne niż ustalenie, ile czasu ma trwać pierwsza wizyta i czym należy jeść szparagi. Do nich życie dołącza wciąż nowe. Ale dziś termin „dobre maniery” brzmi reakcyjnie i staroświecko. Narzucanie jednej osobie przez drugą sposobu zachowania wydaje się ryzykowne.
Za dobrze wychowanego zresztą uważa siebie każdy. To inni trzaskają drzwiami przed nosem, siorbią herbatę i nie odpowiadają na e-maile. Inni źle się zachowują. My nie.
Jednak, sądząc po liczbie wydawanych ostatnio podręczników savoir-vivre’u, nie czujemy się tak bardzo pewni siebie. Chętnych, żeby podciągnąć się w sztuce dobrych manier, nie brakuje. W Merlinie naliczyłam kilkanaście specjalistycznych podręczników. Dla dzieci, dla kobiet, dla nowoczesnych kobiet, dla singli, nowożeńców, podróżujących samolotem, internautów. Są też książki o etykiecie telefonów komórkowych, kwiatów, ubrań i wina. Podręczniki biznesowe stanowią osobną liczną grupę.
Prof. Małgorzata Marcjanik z Instytutu Dziennikarstwa UW, autorka książek o grzeczności językowej (najnowsza – „Mówimy uprzejmie” – ukazuje się właśnie nakładem PWN), nie jest dobrego zdania o tej literaturze.