Takie wrażenie robi nowa płyta Barbry Streisand. „Love Is the Answer” to szczyt muzycznej elegancji, ale tym razem piosenkom nie towarzyszą pompa ani rozmach, którymi Streisand wielu słuchaczy krępuje lub zawstydza.
Na co dzień śpiewa dla miliarderów, bóstw ekranu, polityków. A na tej płycie jest bliska. Po swojemu interpretuje historie stare jak świat. Wcześniej śpiewali je Sinatra i Vaughan. Nową muzyczną formę nadała im Diana Krall.
Na początek toast za życie – „Here’s to Life”. Ale to nie frywolny gest. Streisand pije za miniony czas, który płynie szybko i wszystko zmienia. Trwała wydaje się tylko prawda powtarzana w refrenie: że z życia można czerpać tyle, ile się w nie wkłada, więc lepiej dać z siebie wszystko. Cieszy niezrównany śpiew Streisand – głos ani młodszy, ani starszy niż 20 lat temu, a jeszcze szlachetniejszy w smooth-jazzowej oprawie.
Trzeba wielu doświadczeń, by w „In the Wee Small Hours of the Morning” ze znawstwem oddać poranne chwile bezsenności wywołanej tęsknotą za miłością. Momenty oczekiwania w drżeniu, niepokoju. Tu właśnie, gdy Streisand powstrzymuje moc swojego głosu i sprawia, że wydaje się kruchy, czuć jej klasę wokalną.
Jest jeszcze jeden powód, by tę płytę mieć – „Smoke Get’s in Your Eyes”. Melodia wyłania się z łagodnie falujących fletów i smyczków. Opowieść o rozpalonym uczuciami sercu zmienia się w dramatycznie wyśpiewany morał o gasnącym ogniu i dymie wyciskającym łzy. W tej piosence, i całym albumie, nie ma ckliwości ani przesady – tylko rozwaga, umiar i szyk.