- To kolekcja w kolorach zachodu słońca - karmelu, bursztynu i gry świateł. Ciepłe kolory połączone z japońskimi motywami. Zainspirowała mnie faktura wyplatanych w Japonii koszyków - opowiadała projektantka "Rz" w przeddzień pokazu. Rzeczywiście motyw japońskiej plecionki pojawiał się często w sukienkach i akcesoriach zaprezentowanych Moskwianom, którzy tłumnie zgromadzili się na VIP-imprezie w CUMie. - Miękkie, różowe światło zachodzącego słońca sprawia, że każda kobieta wygląda zjawiskowo - tłumaczy Herrera.
Urodzona w Caracas, a od 30 lat mieszkająca w Nowym Jorku, pochodzi z arystokratycznej wenezuelskiej rodziny. Właśnie dlatego świetnie czuje, jak ubierać kobiety z wyższych sfer - przekonują znawcy. - Projektując, chcę pokazać, że będąc realistą trzeba umieć wnieść do rzeczywistości odrobinę fantazji. I to samo należy robić w życiu - mówi sama Herrera.
Chociaż Moskwa nie jest stolicą mody jak Paryż czy Mediolan, wielu światowej sławy projektantów już dawno zrozumiało, że może tu zarobić wielkie pieniądze. Drugie po Ameryce skupisko milionerów z nieskrywaną tendencją do rozrzutności przyciągało i pomimo dogasającego rzekomo kryzysu ciągle przyciąga czołowe nazwiska z toplisty projektantów. Nie dalej jak miesiąc temu w luksusowej podmoskiewskiej Barwisze furrorę swoją kolekcją zrobił Giorgio Armani.
Herrera zawitała tu nieco spóźniona i to na dodatek w czasie, kiedy nawet najbogatsi zaczęli nieco ograniczać wydatki. Wenezuelska królowa mody jest jednak zdeterminowana i pełna optymizmu. - Znam trochę mentalność Rosjanek - one nigdy nie przestaną wydawać pieniędzy na modne ubrania. To zresztą dotyczy wszystkich kobiet - idziesz do sklepu po parę butów, a wracasz z trzema nowymi sukienkami. Każda kobieta lubi modę i musi od czasu do czasu rozejrzeć się, co nowego się pojawiło. Dlatego chcę być w Rosji. Tego biznesu nie zabije żaden kryzys. Kobiety nigdy nie przestaną kupować, to jest instynkt - śmieje się.
Chociaż przyznaje, że sama, podobnie jak inni projektanci, odczuła załamanie na światowych rynkach. - Mam nadzieję, że teraz sytuacja wróci do normy i kobiety nie będą musiały rezygnować ze swojego ulubionego zajęcia - wydawania pieniędzy na siebie - mówi. Optymizmem napawają ją też dotychczasowe sukcesy. - Od dawna sprzedaję w Rosji swoje perfumy i idą jak świeże bułeczki. To mnie ostatecznie przekonało, że nie można pozostawać z daleka od tego rynku - opowiada.