[b]Zobacz jak wyglądają [link=http://www.rp.pl/galeria/19420,1,469150.html]pawilony narodowe na Expo 2010[/link][/b]
Tłumy Chińczyków jedzących ogórki i pijących herbatę siedzą przed polskim pawilonem w Szanghaju. Wielogodzinne kolejki stoją wszędzie, ale to do nas przychodzi się z wałówką. Z kawałków sklejki, które zostały po wycięciu wzoru na elewacji, architekci zrobili miejskie meble.
– To doskonale się sprawdziło. Na terenie Expo nie ma ławek, a tu powstała mała przestrzeń publiczna – mówi Marcin Mostafa z warszawskiego biura WWA Architekci, jeden z twórców projektu. – Polski pawilon jest oblegany, mnóstwo osób fotografuje się na jego tle. Myślę, że trafił w chińską estetykę. Sklejka świetnie wygląda na tle tego ponurego, szarego Szang-haju, zmienia kolory pod wpływem słońca, naprawdę żyje. Sam wzór na elewacji jest tradycyjny, ale powstał dzięki nowoczesnej technologii CNC, która pozwala uzyskać bardzo skomplikowane powierzchnie. Budynek z każdej strony wygląda inaczej – opowiada architekt.
Pierwotnego projektu nie udało się w całości zrealizować. Architekci zrezygnowali m.in. z koncepcji, która przewidywała wchodzenie na dach budynku. Jak na imprezę o takiej skali polski budżet był uderzająco skromny – niespełna 7 mln dol. Dla porównania pawilony Arabii Saudyjskiej czy Japonii kosztowały po 140 mln. Na przygotowanie Szanghaju do Expo Chińczycy wydali aż 45 miliardów dolarów, więcej niż na olimpiadę w Pekinie. Miało to być największe Expo w historii.
Zadbano też o to, by chiński pawilon, czerwony odwrócony zigurat, górował nad resztą. – Budynki na Expo mają różną skalę, lecz maksymalną dopuszczalną wysokość pawilonów określono na 20 metrów – wyjaśnia Mostafa. – Tylko organizatorzy się do tego nie dostosowali. Ich pawilon z założenia miał dominować, jest więc dwa razy wyższy od pozostałych.