Nie odważyłbym się, są piękne, ale i bardzo skomplikowane. Kiedyś przez długi czas nie słuchałem niczego innego poza mazurkami Chopina, aż żona zwróciła mi uwagę, że chyba jestem od nich uzależniony.
Podkreśla pan afrykańskie korzenie swojej twórczości.
W czym się to przejawia?
Przede wszystkim w specyficznym rytmie, ale czerpię też z bogactwa afrykańskiej melodyki. Część tej tradycji przetrwała na Kubie. Kształciłem się w konserwatorium w Hawanie, ale miałem okazję poznać tradycyjną muzykę Kuby i jazz afrokubański. Występowałem z wieloma zespołami, również jako perkusista.
Skąd w takim razie zainteresowanie jazzem?
Od dziecka słuchałem muzyki nadawanej przez radiostacje z Miami. Dopiero później dowiedziałem się, że to był jazz. Dla studenta konserwatorium stanowił objawienie, żaden styl nie dawał takiej swobody twórczej. Jazz to doskonały wehikuł, mogę się nim poruszać w czasie i przestrzeni. Korzystać z doświadczeń własnych i cudzych. Mogę współpracować z każdym, kto jest otwarty na moje pomysły tak jak ja na jego. Ale nie uważam się za jazzmana, moja muzyka ma wiele cech klasycznych i afrykańskich, a więc ludowych.