Street art to nie naścienny gadżet

Z Adamem "ixi color" Jastrzębskim, założycielem galerii Viuro i V9, rozmawia Marcin S. Gołębiewski

Aktualizacja: 11.02.2012 15:07 Publikacja: 11.02.2012 14:54

BREMS, 2011, bez tytułu, akryl na kartonie, 40×60

BREMS, 2011, bez tytułu, akryl na kartonie, 40×60

Foto: materiały prasowe

Red

Zainteresowanie street artem swoje apogeum na pewno osiągnęło już jakiś czas temu, po bezkrytycznym uwielbieniu murali i wszelkiej maści sprayowców przyszedł czas na środowiska które dokonują reaserchu i odpowiedzialnie ten rynek kształtują ,zaczynając na specyfikacji  samej sztuki streeartowej poprzez upowszechnianie a na sprzedaży kończąc.

Zobacz galerię zdjęć


Jaka jest historia Waszych działań?

Adam „ixi color" Jastrzębski: Galeria Viuro powstała w 2008 i istniała do końca 2010 roku. Te trzy lata to jednocześnie okres szybkiego popularyzowania się street artu w Polsce i moment, kiedy ten rodzaj sztuki upowszechnił się w obrocie komercyjnym. Jako grupa kuratorów, krytyków i badaczy nie pozostaliśmy bierni wobec zachodzących zmian, ewaluowała również nasza galeria i pomysł na jej prowadzenie. Dlatego w roku 2011 kiedy otwieraliśmy V9 inaczej postrzegaliśmy naszą funkcje na  scenie sztuki ulicznej i stawialiśmy sobie już inne cele, jako galeria handlująca dziełami sztuki.

Jakie cel przed sobą stawialiście?

Nie mieliśmy sprecyzowanych wyobrażeń o tym jak bardzo chcemy zinstytucjonalizować naszą działalność, ani co będzie dla nas standardem profesjonalizmu jako galerzystów. Traktowaliśmy tę sytuację, jako eksperyment, wychodząc z założenia, że scena sztuki ulicznej jest specyficzna i nie ma sensu szukać dla niej gotowych wzorców w głównym nurcie sztuki. Chcieliśmy raczej wsłuchać się w głos artystów, nasz pomysł na przestrzeń wystawową polegał na pozostawieniu im całkowitej swobody, zarówno w doborze prac, jak i aranżacji wystawy.

Czy startowaliście z gotową  listą artystów?

Nie zabiegaliśmy o zamknięte grono artystów, którzy współpracowaliby z nami na stałe. Komercyjna strona przedsięwzięcia działała zasadniczo jako sklep z pracami, które pojawiały się na wystawie. Działaliśmy w poczuciu, że artyści z którymi współpracujemy nie mają wielu innych szans na prezentowanie swoich prac studyjnych. Eksplozja mody na street art pokazała nam negatywne strony takiego podejścia - wielu artystów zdobyło popularność mimo niskiego poziomu ich prac, pojawiły się galerie stricte komercyjne oferujące sztukę ulicy, bez  rozróżnienia na poziom, czy specyfikę.

Czy taką specyfikacje mogę od ciebie otrzymać?

Co do odmian street artu nie odważyłbym się na tworzenie zamkniętej systematyki, ale myślę, że można wyróżnić nurt bardzo mocno powiązany z kulturą spreyową, czyli dawni artyści graffiti, eksperymentujący z dekoracyjną geometrią formą (roem, seikon, pener, trochę autone), dalej nieznośny nurt malarskiej karykatury (sepe, chazme, lump, etam cru), postgaffiti - autorskie malarskie języki budowane poprzez zapożyczoną z graffiti kategorię osobistego stylu (zbiok, ella, krik, otecki, frm, es), ekspresjonizm (w tym ten brudny, nasz ulubiony: pikaso, brems, bohomaz) no i na koniec grupa artystów "osobnych", których nawet jeśli dałoby się na siłę zaklasyfikować, to nie z uwagi na najważniejsze cechy ich sztuki (np. goro, truth, 2sh, czarnobyl). Podkreślam, że to oczywiście duże uproszczenie polskiej sceny.

Wspomniana wcześnie moda na street art spowodowała wiele szkód w samym środowisku, jakich?

Twórczość niektórych artystów zaczęła się  dewaluować, podążając bezkrytycznie za możliwościami  oferowanymi przez rynek. Jednocześnie pojawiły się różne inne komercyjne formy działalności z których zaczęli korzystać artyści street art, jak reklama, zamówienia publiczne, które nie koniecznie wychodziły na dobre ich artystycznemu wizerunkowi.

Dowodem zaś na kompletny brak merytorycznej krytyki i fachowej dyskusji o street arcie poza aktywnością Vlepvnetu, jest popularność książki "Polski Street art, która pomimo niskiej jakości i absurdalnej selekcji twórców jest bezkrytycznie używana jako podręcznik dla kolejnych organizatorów wystaw i festiwali sztuki ulicy.

Śledząc waszą działalność nasuwa mi się skojarzenie z początkami Rastra.

Jeśli chodzi o Rastra to na pewno ich aktywność wywarła na mnie jakiś tam wpływ, moje studia na historii sztuki przypadały na ich heroiczny okres i na pewno byli wtedy bardzo inspirującym wzorem. Gdybym miał porównywać naszą sytuację  dziś do wczesnego Rastra, zapewne główne podobieństwo polegałoby na pomyśle budowania od razu całej platformy kulturalnej - galeria, magazyn, budowa nowego języka opisu promowanych zjawisk, budowa środowiska i organiczny charakter tego przedsięwzięcia - autentyczni istniejący artyści, autentycznie zafascynowani ich twórczością galerzyści, zapotrzebowanie społeczne na taką czy inną "nową falę". Oczywiście te podobieństwa to w dużym stopniu podobieństwo okoliczności historycznych. Tak jak oni wyszli od mocnego uderzenia chwytliwego młodego popu, a potem szybko dojrzewali razem ze swoimi artystami, tak też my wypłynęliśmy na fali street artu, a potem zaczęliśmy dojrzewanie do krytycznego postvandalizmu

Raster chciał być świetlicą kultury. Wy tez macie takie założenia?

Około 2010 roku zaczęła się krystalizować  nowa koncepcja naszej działalności. Zależało nam, żeby pod pojęciem galerii, kryła się nie tylko instytucja promująca i handlująca pracami artystów, ale przede wszystkim dom kultury, prowadzący szeroką  działalność edukacyjną i kulturalną. Był to zawsze jeden z najistotniejszych celów naszej grupy  i priorytet dla którego powstała Fundacja Vlepvnet. Program wystaw i promocja twórczości wybranych artystów zostały podporządkowane przede wszystkim koncepcji domu kultury i określonej wizji merytorycznej, a nie komercyjnie rozumianej, krótkofalowej strategii rynkowej. Istotne stało się dla nas hasło postvandalizmu, czyli sprzeciw wobec street artu zbanalizowanego i oswojonego, ostrożność wobec nurtu dekoracyjnego, skupienie uwagi na społecznym i politycznym wymiarze sztuki ulicy. Dobierając artystów do dalszych wystaw i realizacji staraliśmy się szukać twórców o  bezkompromisowym podejściu do ulicy i swojej twórczości, podzielających naszą ocenę zmian na streetowej scenie. Byliśmy jednocześnie świadomi, że zapłacimy za ten zwrot cenę w postaci mniejszej sprzedaży, gdyż największym popytem wśród kupujących cieszą się prace kolorowe, dekoracyjne, sprowadzające estetykę street artu do naściennego gadżetu.

Targi sztuki, temat dla niektórych najciekawszy, co zmieniły w waszej działalności?

Duży wpływ na nasz nowy program i wyobrażenie o tym jak chcemy sprzedawać  street art miały targi galerii streetartowych Stroke 2 w Monachium, gdzie zaprezentowało się kilkadziesiąt galerii, głównie z Europy zachodniej. Był to wpływ negatywny, dzięki Stroke uświadomiliśmy sobie w jaką stronę podąża na naszych oczach polska scena i w jakim kierunku my nie chcemy zmierzać. Zdaliśmy sobie sprawę, że mało która z reprezentowanych tam galerii zajmuje się merytorycznie street artem jako zjawiskiem artystycznym, czy kulturowo-społecznym, oraz że żadna z nich nie promuje swoich artystów, jako twórców idei, czy artystycznego przekazu, a jedynie jako producentów komercyjnych artefaktów.

Dużo w naszej rozmowie krytyki rzeczywistości streeartowej, ale rozumiem że taka jest konieczność. Co jeszcze trzeba zakomunikować potencjalnym miłośnikom sztuki ulicy, a w szczególności tym którzy bezkrytycznie przyjmują obraz realu aplikowany przez media.

Szokuje nas nie tyle to, że street art ulega komercjalizacji i banalizacji, bo byliśmy świadomi tego procesu, co raczej skala zjawiska i fakt, że sztuka zrodzona z kontestacji systemu i podważania roli instytucji artystycznych i rynku sztuki, tak bezkrytycznie i totalnie zachłystuje się nimi, kopiując całą strukturę oficjalnego rynku sztuki, co przy jednoczesnym braku merytorycznej krytyki i dyskusji owocuje zwycięstwem kiczu i banału. o pozycji artysty streetartowego na świecie, a obecnie również już w Polsce decyduje udział w dużych i dobrze promowanych festiwalach i związana z tym realizacja widowiskowych wielkoformatowych murali. Udział w dużych festiwalach  pozwala poszerzać sieć kontaktów, a widowiskowe murale są najchętniej komentowane przez prasę, oraz zdobywają artyście popularność w internecie. Male, efemeryczne projekty, czy działania mocno osadzone w kontekście społecznym, lub historycznym niestety nie są cenione przez szerszego odbiorcę. Na świecie na fachową krytykę i merytoryczne opracowania liczyć mogą największe gwiazdy, jak Banksy, Blu, Obey. Artyści drugiego szeregu weryfikowani są przede wszystkim przez masowego odbiorcę, głównie na podstawie ilości , wielkości i widowiskowości realizacji.

Wróćmy waszej galerii, co z wyborem artystów i co im oferujecie?

Ostrzejsza i bardziej merytoryczna selekcja artystów, na którą zdecydowaliśmy się w 2011 roku otwierając V9, sprawiła, że de facto wykrystalizowało się wąskie grono artystów z którymi zamierzamy dalej współpracować. Docelowo przewidujemy około 10 twórców, których zamierzamy aktywnie promować i których prace znajdą się w naszej ofercie. Uznaliśmy, że w aktualnej sytuacji polskiej sceny ulicznej, o perspektywicznej wartości artysty nie decyduje wyłącznie jego aktywność i zaangażowanie w rozwój własnej kariery, ale właśnie dystans wobec głośnych, ale wątpliwych jakościowo projektów i instytucji, oraz umiejętność ocalenia specyfiki swojej ulicznej aktywności przed pokusami rynku.

W tej chwili najciekawszymi artystami, których prace posiadamy w ofercie są Brems, Bohomaz, Goro, oraz Mrufig. Mając w pamięci lekcję targów Stroke 2 postanowiliśmy, że podejmując się promocji artystów wartościowych, których sztuka jest nie koniecznie przystępna dla szerszego grona odbiorców, musimy duży nacisk położyć na edukację i promocję tych artystów, rozumianą przede wszystkim jako fachowa analiza ich języka i przekazu, oraz rozbudowa krytycznego aparatu pojęciowego wokół idei postvandalizmu. Jednocześnie staramy się, aby artyści współpracujący z naszą galerią zdawali sobie sprawę z konsekwencji swoich wyborów: oferujemy im profesjonalne wsparcie merytoryczne i szansę na konsekwentny rozwój i realizacje projektów, muszą się jednak liczyć, że trudniej im będzie, przynajmniej na początku konkurować pod względem ilości sprzedanych prac z kolegami produkującymi seryjnie komercyjne "pamiątki z ulicy". Współpraca z nami to inwestycja w przyszłość.

Co zatem macie do zaoferowania kolekcjonerom skoro wasza optyka realu jest tak ostra i krytyczna?

Zdajemy sobie sprawę że naszym bezpośrednim zadaniem jest teraz zaproponować inny model kolekcjonowania, niż  ten podyktowany formułą pop-streetową, która dotarła do nas z zachodu Europy. Formułę tą realizuje nasza własna kolekcja, którą staramy się tworzyć zgodnie z autentycznym duchem sztuki ulicznej, nawet (lub może zwłaszcza) jeśli oznacza to postawy i decyzje zupełnie nie posiadające precedensu i punktów odniesienia w postawach współczesnych kolekcjonerów sztuki. Kolekcja narodziła się jako zbiór prac pozostałych po objazdowej wystawie "Laktacje Nieholenderskie", która gościła w wielu miastach Polski i Europy: za każdym razem uzupełniana o twórczość artystów lokalnych. Dzięki temu weszliśmy w posiadanie prac o różnym poziomie artystycznym, ale dających dobre pojęcie o świadomości twórców i obrazie sceny ulicznej około 2005 - 2007 roku.

Kolejne prace uzupełniające kolekcję były to już nasze osobiste wybory: u twórców u których ceniliśmy ekspresję i bezpośredniość zabiegaliśmy o prace  autentyczne, powstałe spontanicznie, bez motywacji takich jak wystawa, czy sprzedaż. Przy okazji wystaw i projektów staraliśmy się tworzyć artystom warunki i ciekawe konteksty do powstawania nowych prac, tak aby móc śledzić proces tworzenia, dokumentować go, moderować, oraz aby powstające dla nas prace miały jak najbliższy związek z atmosfera i ideami naszej galerii. Specyfiką sceny ulicznej jest fakt, że organizatorzy, osoby piszące, czy animujące różne zjawiska, same są bardzo często artystami, dla tego pozwalaliśmy sobie niejednokrotnie na zacieranie się granicy między inicjatorem, a współautorem pracy. Mając bliski kontakt z artystami, mieliśmy często okazje do podnoszenia do rangi dzieła pozostałości procesu twórczego, szkiców, elementów pierwotnie odrzuconych przez artystę.

Niekiedy pozwalamy sobie na niekonwencjonalne działanie tymi obiektami, jak arbitralne komponowanie z nich nowych form, wyprowadzanie ich z kolekcji w przestrzeń publiczną, czy w przypadku artystów z którymi czujemy się  szczególnie blisko związani, dopuszczanie do artystycznych ingerencji jednych artystów w prace innych. Zawsze kładliśmy też nacisk na różnorodność i specyficzność  środków wyrazu sztuki ulicy, dla tego w naszej kolekcji mamy obiekty takie jak pojedyncze vlepki, plakaty, vlakaty, matryce szablonów, itp.

Kto poza tobą decyduje w V9?

Ja jestem w największym stopniu odpowiedzialny za wystawy i prowadzenie galerii, ale program wystaw i strategiczne decyzje dyskutowane są zawsze wspólnie.

Czy poza wami obserwujesz jakieś rodzące się środowisko które może być partnerem do dyskusji o polskim street arcie?

Wydaje mi się, że ta dyskusja publicznie w ogóle się nie odbywa. Zaproponowaliśmy pewien model działania, który nie mieści się w powszechnej formule gatunkowego, skupionego na sobie street artu, dla tego partnerów do dyskusji o sztuce, którą pokazujemy i promujemy spodziewam się znaleźć również raczej poza środowiskiem. Nie dawno Dniel Rychalski realizował z nami projekt Wiejski Street art, który polegał na testowaniu pewnych strategii sztuki ulicy w przestrzeni wiejskiej. Wkrótce planujemy wspólny projekt ze stowarzyszeniem Oto Ja, badającym i dokumentującym płockie zagłębie art brut. Wydaje nam się, że zderzenie streetartowców z twórcami art brut może być ciekawą okazją do weryfikacji autentyzmu, dzikości i offowości tych pierwszych.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"