Wyrzucić z siebie wszystko

Maja Ostaszewska mówi o filmie „Uwikłanie”, stanie wojennym i rodzinie

Publikacja: 03.09.2012 01:01

Maja Ostaszewska

Maja Ostaszewska

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek Dominik Pisarek

3 września aktorka Maja Ostaszewska kończy 40 lat. Fragmenty 

wywiadu z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

(...) Jak obeznany z prawem i świadomy zagrożenia człowiek wplątuje się w niebezpieczną grę?

Myślę, że największy problem z uwikłaniem polega na tym, że nie do końca mamy na nie wpływ. Według ustawień hellingerowskich, do których film  ["Uwikłanie" w reżyserii Jacka Bromskiego (2011) - przyp. rp.pl] nawiązuje, życie to ciąg często nieuświadamianych powiązań. Wyznaczają one nasze miejsce w rodzinie, grupie, społeczeństwie. Zarówno w relacjach prywatnych, międzyludzkich, jak i głębszych. Zależności łączą nas z wcześniejszymi pokoleniami, zdarzeniami historycznymi, a nawet politycznymi, pozornie odsuniętymi w czasie.

Prokurator Szacka, którą gra pani w filmie Bromskiego, nie jest świadoma tych zależności?

Kiedy bierze na warsztat kolejną sprawę, wydaje się jej ona w miarę klarowna, z nią samą niemająca nic wspólnego. Tymczasem z każdym krokiem coraz mocniej proces ją wikła, wplątuje.

„Mniej wiesz, dłużej żyjesz”. Między innymi takim mottem reklamowane jest „Uwikłanie”. Pani bohaterka ma się czego bać?

Z każdą kolejną godziną śledztwa okazuje się, że tak. Nie mogę jednak zdradzać szczegółów.

Czy ubecki układ może być bombą z opóźnionym zapłonem?

Powstały na świecie filmy o ukrywających się faszystach, o tym, jak nadal są groźni. Zakamuflowany ubecki kryminalny układ to świetny materiał na thriller.

Prokurator Szacka mówi w pewnym momencie historykowi IPN: „Czasami cena poznania prawdy jest zbyt wysoka”. To też pani prywatna konkluzja?

Jako laik, który interesuje się trochę psychologią, spotkałam się z teoriami zakładającymi, że wszystko, „co zadeptane”, nierozwiązane, trzeba z siebie wyrzucić. Odblokować relacje z ludźmi, by móc pójść dalej. Bywa jednak, że odsłonięta trauma jest tak silna, iż nie pozwala na rozplątanie zaszłości. Osobiście nie doświadczyłam czegoś takiego. Nie zdarzyło się w moim życiu coś, czego poznania bym się bała.

Aktor pracuje na najczulszym instrumencie – sobie. Czasami, jak przy pani pierwszych rolach, musi mocno wejść we własną psychikę. Nie obawiała się pani nigdy, że może sobie zaszkodzić?

Na tym też polega profesjonalizm. Rzeczywiście zdarza mi się całkowite rozedrganie, oddanie tematowi przy rolach, które tego wymagają. Jeśli zadanie jest szczególnie trudne, potrzeba kilku dni, by się od niego psychicznie uwolnić, ale coraz lepiej i szybciej sobie z tym radzę.

Odkryła pani nową metodę?

Pomocne okazały się dwa, jak to nazywam, doświadczenia życiowo-duchowe. Najpierw kontakt z medytacją buddyjską, a od kilku lat moje dzieci – Franek i Janinka. Nawet po najtrudniejszych rolach, kiedy rozwibrowana wchodzę do domu i patrzę na ich uśmiechnięte buźki, natychmiast staję się po prostu mamą.

Pani dzieciństwo przypadało na lata przełomowe, które rzutują też na rozwój akcji w „Uwikłaniu”. Jak pani wspomina tamten czas?

Bardzo mocno utkwił mi w pamięci dzień wprowadzenia stanu wojennego. Zastał nas w Kopenhadze. Chwilę wcześniej ojciec miał duże tournée z grupą Osjan po krajach skandynawskich i rodzice zdecydowali, że na zakończenie zabiorą mnie i starszą siostrę na tzw. Zachód. Dwójka młodszego rodzeństwa została z dziadkami. Miałam dziewięć lat i to, co stało się 13 grudnia, w pierwszym momencie odebrałam jako zepsucie wyjazdu. Mama chodziła po Gabinecie Figur Woskowych i cały czas płakała, a wieczorami trwały narady, co robić, zwłaszcza że duńska telewizja sytuację w Polsce przedstawiała bardzo dramatycznie. Nie wiadomo było, czy wracając, nie ustawimy się przed lufy czołgów strzelających w bloki.

Mimo wszystko wróciliście?

Ostatnim promem. Ze Szwecji. Tego rejsu nigdy nie zapomnę. Było to dla mnie jedno z najbardziej wzruszających patriotycznych doświadczeń. Wszyscy śpiewali solidarnościowe piosenki, płakali. Panowała niezwykle podniosła atmosfera. Potem, jak to dziecko, cieszyłam się, że nie trzeba chodzić do szkoły i miałam frajdę z noszonych cichaczem oporników. Może to i lepiej, że dzieci w podobny sposób reagują nawet na najtragiczniejsze zdarzenia.

Kiedy zdała sobie pani sprawę, że żyje w niezwyczajnej rodzinie?

Całe moje dziecięce i potem nastoletnie życie ocierało się o teatr. Byliśmy stałymi gośćmi w krakowskich teatrach. Najpierw w Grotesce, która przeżywała wtedy jako scena dla dzieci czasy świetności. Potem zaczęłam chodzić do Starego Teatru i na Kantora. W teatrze Manga oglądałam awangardowe zespoły z całego świata. Dom też pełen był ludzi związanych ze sztuką – muzyków, reżyserów, aktorów. To była moja codzienność, nie traktowałam jej jak czegoś wyjątkowego. Dopiero w szkole zaczęłam się orientować, że mój dom jest inny.

Coś konkretnego się zdarzyło?

Różne miałam doświadczenia. Czasami nieprzyjemne. Rodzice dawali mi więcej swobody, niż mieli jej moi rówieśnicy. Pozwolili mi np. ostrzyc się na jeża. W VI klasie podstawówki, gdy koleżanki zaplatały warkocze i chodziły w bistorowych fartuszkach, ja byłam zafascynowana punk rockiem. To się mogło nie podobać. Ale całe to moje barwne, wolne dzieciństwo zbudowało we mnie poczucie, że nie każdy musi być taki sam jak grupa. Że mamy prawo do odmienności.

Tego uczy pani swoje dzieci? Bez obawy, że grupa może także małego człowieka stłamsić?

(...) Myślę, że dziś, zwłaszcza w dużym mieście, łatwiej jest chronić dzieci przed niedobrymi relacjami. Można wybrać przedszkole czy szkołę uczące tolerancji, otwarte na kulturową i wyznaniową różnorodność.

W rodzinie nie macie z tym problemu?

Jesteśmy z Michałem (Englertem – przyp. red.) bardzo ekumeniczni. Unikamy radykalizmu, kierujemy się raczej filozofią życia. Ja – buddyjską, on – chrześcijańską. Nie mamy problemu z łączeniem tych doświadczeń. Ale uważamy, że sprawy światopoglądowe są czymś bardzo subtelnym, indywidualnym, dlatego nie chcemy np. przypadkowych nauczycieli religii, osób niekompetentnych, straszących dzieci piekłem czy diabłem. W Polsce, gdzie tak silny jest nurt prorydzykowy, jest to problem. W najgorszym nacjonalistycznym i nietolerancyjnym wydaniu. Próbujemy dzieci przed tym uchronić, pozwolić im samym dokonać wyboru, gdy przyjdzie odpowiedni moment.

Jako singielka odbywała pani wiele podróży, także duchowych. W które z odwiedzanych miejsc zabrałaby pani swoje dzieci?

Wiele razy wędrowałam po Azji. Jestem wielbicielką tamtego kierunku. Bardzo bym chciała, by moje dzieci zobaczyły Wietnam, Tajlandię, gdzie byliśmy z Michałem w górach, czy kompleks świątyń Angkor w Kambodży, ale chyba najbardziej zależałoby mi na pokazaniu im Indii. Michał też ma do nich sentyment. Przez cztery miesiące kręcił w Himalajach film. Jednak na taką podróż jeszcze musimy poczekać, gdy dzieci będą starsze. To ważne m.in. z powodów zdrowotnych. Poza tym Indie to tygiel. Widzimy tam najpiękniejsze obrazy, architekturę, przyrodę, kulturę, ale zdarzają się też doświadczenia straszne – nagle na ulicy napotykamy umierających, okaleczone przez dorosłych, żebrzące dzieci trędowatych... W taką podróż można zabrać najwcześniej nastolatki. (...)

Pani – aktorka, partner – operator filmowy. Oboje wykonujecie zawód podwyższonego ryzyka. Jak udaje się ułożyć życie z kimś z branży?

Jak zawsze są dwie strony medalu. To być może najlepsze wyjście, bo rozumiemy się, znamy reguły swoich zawodów, ale oczywiście bardzo trudno układa się wspólny kalendarz. Michał dużo pracuje za granicą. Bywa, że nie widzimy się kilka miesięcy, więc kiedy już się spotykamy, skupiamy się na tym, by wspólne chwile miały „wysoką jakość”.

Jest pani mamą na cały etat?

Staram się być jak najwięcej z dziećmi. Jeśli wyjeżdżam gdzieś na dłużej, zabieram je ze sobą. (...)

Czerwiec 2011

3 września aktorka Maja Ostaszewska kończy 40 lat. Fragmenty 

wywiadu z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Pozostało 99% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"