Nowa ziemia obiecana

Tablety, komórki, nawigacje w dłoń. Zapisujemy: Piotrkowska 138, Łódź. Wyznaczamy trasę. Dodajemy do ulubionych. Bo to najważniejszy dziś adres na kulturalnej mapie miasta. Przyciąga kolejnych najemców i zawstydza władze, które nie kiwnęły palcem, by pomóc twórcom tego miejsca.

Publikacja: 10.11.2012 11:35

Justyna Burzyńska i Maciek Lebiedowicz także dołączyli ze swoją słynną marką Pan Tu Nie Stał do Off

Justyna Burzyńska i Maciek Lebiedowicz także dołączyli ze swoją słynną marką Pan Tu Nie Stał do Off Piotrkowskiej. Są przekonani, że w kupie raźniej.

Foto: Przekrój, Sonia Szóstak

Tekst z tygodnika "Przekrój"

Sto trzy lata temu stanęła tu fabryka wyrobów bawełnianych Franciszka (lub – jak to woli – Franza) Ramischa. Wspaniała, ceglana, przemysłowa architektura, niegdyś symbol potęgi, w III Rzeczpospolitej z każdym rokiem chyliła się ku upadkowi.

Instalowali się tu różni lokatorzy – była i Biedronka, i jedna z najsłynniejszych w latach 90. dyskotek techno, legendarny New Alcatraz. Ale wśród łodzian ten adres słynął przede wszystkim z taniego, azjatyckiego jedzenia, serwowanego z niezliczonych budek. Stąd potoczna nazwa tego adresu – Chinatown.

Wielbiciele sajgonek i lokalne żule, sączące gdzieś na murku piwo, przyglądali się z podejrzanym uśmieszkiem przemykającym tu i ówdzie gejom, którzy zmierzali, nieco spłoszeni, do położonego w sercu Chinatown branżowego klubu Ganimedes. Ganimedes był młodzieńcem o wyjątkowej urodzie.

Zakochał się w nim sam Zeus i porwał go na Olimp. W Łodzi o porwaniu na Olimp mowy nie było. Za pedała w Chinatown można było dostać ewentualnie w mordę. I tak toczyło się, niczym na nowojorskim Bronxie, życie przy Piotrkowskiej 138. Do czasu.

Fabrykancki start

Prawie półtorahektarowa działka trafiła w ręce Orange Property Group (OPG), prywatnego dewelopera, który postanowił zamienić fabrykę Ramischa w komercyjny kompleks: hotel, kino, sklepy, restauracje, biura. Ale przyszedł kryzys i budowlana koniunktura się skończyła. Co tu zrobić z taką nieruchomością? Pomysł był jeden i – jak się okazało – trafny. – Nie jesteśmy oryginalni, bo to, co robimy w Łodzi, dzieje się już od lat na świecie. Aktywizacja, zmienianie zaniedbanych, postindustrialnych przestrzeni przez sztukę przynosi znakomite rezultaty. Te martwe często miejsca znów zaczynają żyć – tłumaczy Michał Styś, prezes zarządu OPG. Jako pierwsze pojawiło się tu stowarzyszenie Fabrykancka.

– Trafiliśmy na Piotrkowską 138 jakieś cztery lata temu – mówi Paweł Justyna ze stowarzyszenia.

– Interesowaliśmy się poprzemysłową architekturą i dowiedzieliśmy się, że fabrykę Ramischa kupił prywatny deweloper. Poszliśmy do niego, dogadaliśmy się i zaczęliśmy działać. Był rok 2008.

FabrySTREFA, bo taką parasolową nazwę dostały owe działania, była niczym innym, jak ogromną liczbą wydarzeń kulturalnych. Organizowano koncerty, wystawy, warsztaty, spotkania i debaty. Łodzianie po raz pierwszy usłyszeli o nowym kulturalnym adresie. Zasady współpracy były bardzo proste: OPG dała stowarzyszeniu nieodpłatnie przestrzeń, a stowarzyszenie ją animowało. Wszyscy byli zadowoleni – ludzie kultury mieli gdzie działać, deweloper miał promocję swojej nieruchomości. Trwało to przez ponad trzy lata. – Mieliśmy tam naprawdę fajne warunki, ale potem zaczęło się coś psuć – mówi Justyna. – Dostaliśmy propozycję (nie do odrzucenia) zamiany lokalu na inny. Nie mogliśmy się na to zgodzić i w lutym tego roku opuściliśmy fabrykę Ramischa. OPG przyznaje, że rozstanie z Fabrykancką było spowodowane niedogadaniem się co do lokalu, ale zarzeka się, że cały czas jest otwarta na współpracę ze stowarzyszeniem.

Jedno jest pewne. Fabrykancka wypromowała adres Piotrkowska 138. Kiedy na początku 2012 r. stowarzyszenie się stamtąd wyprowadziło, chrapkę na wolne lokale miała już połowa miasta. Zaczęła się bowiem rodzić Off Piotrkowska – miejsce, w którym niebawem wszyscy będą chcieli być.

Pierwsze zasiedlanie

– Wprowadziłam się tu jako jedna z pierwszych, w styczniu – mówi Paulina Połoz, projektantka mody i twórczyni marki Neogotik. – Przyznaję, że upatrzyłam sobie to miejsce wcześniej. Bardzo podobała mi się ta architektura i oczywiście lokalizacja w samym centrum. Cynk dała mi koleżanka, która prowadzi tu także swój sklep Neovintage. Umówiłam się na spotkanie w OPG i podpisałam umowę. Okazało się, że tutaj mnie stać na własną przestrzeń.

Pracownia zaczęła przyciągać coraz więcej osób i kilka tygodni temu Paulina połączyła siły z Dorotą Kempko, projektantką biżuterii i właścicielką marki Animalkingdom. Wspólnie otworzyły Centrala Showroom. Dlaczego tu? – Jestem otoczona kreatywnymi ludźmi w miejscu z charakterem. Kiedy się tu wprowadzałam, była nas garstka: Rafał Lejman (Rush), Indygo (Pracownia Ceramiki Artystycznej Dominiki Karczewskiej), Tamizo (biuro architektoniczne), a teraz już nie jestem w stanie wszystkich wymienić. I jeszcze jedno – podoba mi się, że nie ma do Off Piotrkowskiej dopisanej żadnej pseudoromantycznej ideologii. Off to po prostu fajni ludzie, robiący fajne rzeczy i przez to tworzący fajne miejsce – tłumaczy Paulina. Pytam Rafała Lejmana, właściciela marki Rush i sąsiada Neogotik z piętra, czy rzeczywiście jest tu tak fajnie. – To mało powiedziane. Tu się dzieje coś niesamowitego – odpowiada. – Kiedy wynająłem tu przestrzeń rok temu, to trochę ryzykowałem, bo nie wiedziałam, jak Off Piotrkowska będzie wyglądała w przyszłości. Tymczasem dosłownie w kilka miesięcy zamieniła się w bardzo klimatyczny konglomerat, centrum przemysłów kreatywnych. Przyznaję, że zaskoczyły mnie skala i tempo zmian. Właściwie brak tu już miejsca, a chętnych jest mnóstwo. Chyba trzeba będzie uruchomić kolejne piętro nad nami.

Rafał podkreśla też, zresztą nie on jeden, że Off Piotrkowska staje się alternatywnym centrum w stosunku do leżącego na drugim końcu ulicy gigantycznego centrum handlowego Manufaktura,które wessało łodzian, degradując ulicę Piotrkowską do podrzędnej uliczki z kebabami i piwnymi ogródkami.

Trudna miłość

Zakochać się w Łodzi nie jest łatwo, ale jak już się uda, to na zabój. Przekonała się o tym Martyna Sztaba, była szefowa krakowskiego wydawnictwa Ha!art, która przyjechała dwa lata temu na studia do filmówki. Została rzeczniczką Muzeum Sztuki i zaczęło ją powoli wciągać miasto, które jeszcze niedawno było – szczególnie dla kogoś popijającego dotychczas kawę na Kazimierzu– przerażającym potworem. Podczas jednej z domowych kolacji postanowiła z Agnieszką Skonieczną (dołączył do nich kucharz Gianluca) założyć knajpę. – Moim marzeniem było miejsce ze smacznym i niedrogim jedzeniem, bo tych ciągle mało. Ważne było też dla nas wnętrze z charakterem, a lepszego niż Off Piotrkowska nie wymyśliłyśmy.

Ale wprowadzić się pod ten adres nie jest łatwo. O tym, kto może otrzymać przestrzeń, decyduje OPG. – Żeby móc zacząć działać w Off Piotrkowskiej, trzeba być innowacyjnym, kreatywnym i wpisywać się w nasze myślenie o miejscu, w którym sztuka i biznes żyją w symbiozie – mówi prezes Styś. Potwierdza to Martyna: – Swoje musieliśmy odczekać. Deweloper chciał nas poznać, dowiedzieć się, kim jesteśmy, co robimy, jakie mamy doświadczenie, co możemy wnieść do Off Piotrkowskiej. Musieliśmy pokazać propozycje menu, nasze plany kulturalne. To była prawdziwa, wieloetapowa rekrutacja. Ale się udało. Wymarzone Tari Bari Bistro już działa.

Pytam prezesa Stysia, czy gdybym chciał otworzyć sklep spożywczy w Off Piotrkowskiej, to dostałbym zgodę? Prezes się śmieje: – Gdyby to był piękny sklep z ekologiczną żywnością spod marki fair trade, to kto wie? Może.

W kupie raźniej

O tym, że Piotrkowska 138 staje się już rzeczywiście ważnym adresem, przekonałem się, kiedy dotarła do mnie wiadomość, że przenosi się tam chyba najsłynniejsza obecnie łódzka marka – Pan Tu Nie Stał. Justyna Burzyńska i Maciej Lebiedowicz wynieśli się z pawilonu przy Hotelu Centrum i stworzyli piękny, stylowy sklep w Off Piotrkowskiej. – Nie było alternatywy – mówi Maciek. – Bo tu powstało miejsce niezwykle przyjazne dla młodej inicjatywy. Mamy sporo przestrzeni i, co najważniejsze, jest tu ciepło, co doceniamy szczególnie zimą – śmieje się. – A poza tym w kupie raźniej.

Potwierdza to Jakub Wandachowicz, który z Wiktorem Skokiem, Robertem Tutą, Jakubem Szczecińskim i Witoldem Münnichem prowadzi klub DOM: – Tu, gdzie jest nasz klub, była kiedyś Biedronka i myślę, że to symboliczna zmiana. Na Off Piotrkowską wprowadza się coraz więcej ludzi, przybywa sąsiadów, w tym fajnych knajp i restauracji. Jeszcze niedawno mieliśmy obok nas tylko Spalonych Słońcem, a teraz otworzyło się i Tari Bari, i serwujące kuchnię afrykańską Meg Mu. My też się przez to zmieniamy. Działaliśmy dotychczas głównie w weekendy, a teraz trochę się przeprofilowujemy i będziemy otwarci także w tygodniu.

Nie tylko wódeczka

Off Piotrkowska to nie tylko knajpy i sklepy, ale także wydawnictwa oraz pracownie architektoniczne. Czy cały imprezowy ruch wokół tego adresu nie przeszkadza im w spokojnej pracy? – W żadnym razie – mówi Joanna Guszta, która z Maćkiem Blaźniakiem prowadzi wydawnictwo Ładne Halo, tworzące przepięknie ilustrowane książki dla dzieci. – Fajnie jest być w centrum wydarzeń i się do nich przyłączać. Rodzice przychodzą sobie na przykład do Off Piotrkowskiej na kawę, a dzieci wysyłają do nas. – Świetnie się tu pracuje – potwierdza Mateusz Stolarski ze studia Tamizo Architects, które, nawiasem mówiąc, wygrało konkurs architektoniczny na zagospodarowanie fabryki Ramischa. – Jesteśmy tu otoczeni pokrewnymi duszami: grafikami, designerami, projektantami. To nam raczej pomaga, niż przeszkadza. Oczywiście denerwujące są butelki po piwie, które się walają wkoło po weekendowych imprezach, ale myślę, że to wszystko powoli zostanie ogarnięte.

Łyżka dziegciu

Pisząc o butelkach, nie można nie wspomnieć o ciemnych stronach obrazu Off Piotrkowskiej. Nikt nie powie o nich pod nazwiskiem, bo byłoby to równoznaczne z wypowiedzeniem najmu, ale na liście zarzutów do Orange Property Group znalazło się kilka mocnych skarg. Numer jeden to nieuporządkowanie terenu wokół. Mimo rozlicznych obietnic nadal są tam dziura na dziurze, błoto, kałuże, sporo potłuczonego szkła i nieustannie przepełnione kosze na śmieci. Deweloper nie posadził tam nawet pół krzaka. Numer dwa to słaba ochrona. Teren jest otwarty i przyciąga wielu nieprzyjemniaczków, więc wieczorem (szczególnie w piątki i soboty) jest tam średnio bezpiecznie. Numer trzy to spychologia – najemcy uważają, że wszystko się spycha na nich. Coś chcesz? To sobie zrób. Numer cztery to biurokracja – trzeba pisać setki podań, jak za komuny, które rozpatruje potem pierwszy sekretarz Michał Styś.

Z zarzutami zgadza się Jędrzej Słodkowski, dziennikarz łódzkiej „Gazety Wyborczej": – Syf jak był, tak i jest. Deweloper nie kiwnął nawet palcem. Ale muszę przyznać, że i tak lubię to miejsce, bo to taka Łódź w pigułce. Zrujnowana infrastruktura, smrodek i bałagan, a w tym wszystkim fajni ludzie, młodzi i starsi, żule, dresy, hipsterzy, geje i Wietnamczycy. Zapytany, czym jest Off Piotrkowska dla Łodzi, odpowiada: – Stała się bez wątpienia alternatywnym centrum miejskiej kultury, które podbiło miasto naprawdę spektakularnie. Tam się po prostu chodzi, to główny adres. Na śniadanie, na popołudniową kawę, na wieczornego drinka. Są sklepy, pracownie, wydarzenia i znajomi. I trzeba oddać deweloperowi, że zrobił coś, co powinny robić władze miasta. Oczywiście OPG robi to tanim kosztem, ale jednak.

Michał Sobolewski, który z Anią Marczyk prowadzi słynną klubokawiarnię Owoce i Warzywa, a w Off Piotrkowskiej Spalonych Słońcem, dodaje: – Prywatny deweloper pokazał władzom miasta, jak łatwo i fajnie można skanalizować drzemiącą w mieszkańcach energię. Tak to właśnie u nas jest – ludzie działają, a władze gadają. Jak twierdzi Martyna Sztaba: – Łódź, zupełnie jak w dawnych czasach, opiera się na prywatnej inicjatywie. Na miasto nie ma co liczyć. Trzeba się więc samemu wziąć do roboty. Ale jakie są efekty! Michał Styś uważa, że Łódź jest miastem trudnym. Ale ja i moi wspólnicy twierdzimy, że to miasto ma ogromny potencjał. Kiedy przyjechałem tu w 2006 r. z Dublina i stanąłem w oknie fabryki Ramischa, wiedziałem, że już tu zostanę.

Jak się okazuje, zostali również inni. Liczba – używając bezdusznego słowa – podmiotów działających w Off Piotrkowskiej dobija już do 40. Zajmowane są kolejne lokale. O wyjątkowości tego adresu przekonali się uczestnicy ostatniego Łódź Design Festiwal. Właściwie o każdej porze dnia i nocy można było iść na ślepo do Off Piotrkowskiej. Dziś nikt już w Łodzi nie zadaje pytania: gdzie są wszyscy? To oczywiste.

Listopad 2012

Tekst z tygodnika "Przekrój"

Sto trzy lata temu stanęła tu fabryka wyrobów bawełnianych Franciszka (lub – jak to woli – Franza) Ramischa. Wspaniała, ceglana, przemysłowa architektura, niegdyś symbol potęgi, w III Rzeczpospolitej z każdym rokiem chyliła się ku upadkowi.

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"