Czas zetrzeć puder

Aerosmith milczeli od ośmiu lat. Ale czy komuś to przeszkadzało? Nowa płyta zespołu nie jest najgorsza, ale też mówi wprost, że muzycy złote lata mają już dawno za sobą

Publikacja: 11.11.2012 15:00

Czas zetrzeć puder

Foto: Uważam Rze

Aerosmith,


Music from Another
Dimension

,


Columbia/Sony Music

Gdyby się dobrze zastanowić, to najlepszym, co od końca lat 70. udało się stworzyć Stevenowi Tylerowi, jest jego piękna córka Liv. Niby był niezły krążek „Rock in a Hard Place" czy wyjątkowo ciężki, dokumentujący moment wychodzenia muzyków z nałogów „Done with Mirror". Ktoś wspomni jeszcze o „Permanent Vacation" czy  „Pump" – ale te ostatnie były już w zasadzie tylko produktami, które z dawnych pomysłów przepuszczonych przez nowoczesną produkcję miały zrobić maszynkę zamieniającą nuty w dolary, w dodatku w ilościach hurtowych. Skutecznie zresztą – Aerosmith zamiast stać się kolejną grupą steranych życiem weteranów, wkroczył w lata 90. jako jeden z głównych rozgrywających rockowego show-biznesu. Choć, również synonim amerykańskiej tandety.

„Music from Another Dimension" nie jest może płytą ostentacyjnie słabą. Muzycy wyraźnie starali się powrócić tu do hardrockowej szorstkości z lat 70. – stąd pewnie udział producenta Jacka Douglasa, pracującego z zespołem przy kilku klasycznych krążkach – stąd też sporo mocniejszych kawałków i naprawdę niezłych tematów („Beaufiful", „LUV XXX" czy stonesowskie, może nawet aż za bardzo, „Oh Yeah").

Zespół nie mógł jednak najwyraźniej zapomnieć o swojej gwiazdorskiej pozycji. A cóż to za gwiazda bez przebojów? Nawtykali więc między te całkiem przyzwoite rockowe kawałki, porcję nieznośnie błahych, lukrowanych ballad, których  już same tytuły zdradzają stopień potworności tego, co się pod nimi kryje: „Closer", „Can't Stop Loving You" czy „Another Last Goodbye" – a zapewniam, że to właśnie tytuły są w tych piosenkach najlepsze.

Jak się jednak rzekło,  nie jest płytą rażąco złą. Na 15 utworów większość to jednak dość rasowe, rockowe granie starych wyjadaczy, w którym da się wyczuć i klasycznego rocka lat 70., i nawiązania do złotych lat samego Aerosmith, a momentami zdarza się muzykom otrzeć nawet o punk – choć, rzecz jasna, w amerykańskim tego słowa znaczeniu. A jednak słuchając tego albumu, można odnieść wrażenie, że tym razem zespół przeoczył okazję, by także w drugą dekadę XXI w. wejść jako kapela na czasie, a nie tylko relikt romantycznych czasów.

Od pewnego czasu, a konkretnie od kiedy Rick Rubin tuż przed śmiercią reanimował Johnny'ego Casha, w rockowym graniu starość jest w cenie. Zmęczone głosy, flirty z czarnym bluesem, zadymiony klimat taniej knajpy... Być może na zasadzie kontry do nijakości młodego rocka wszystko to sprzedaje się dobrze, a i muzycznie wypada zwykle atrakcyjnie. Tom Jones, Jill Scott Heron, ba, nawet brodacze z ZZ TOP wydali niedawno na tej fali niezłą płytę. Aerosmith to znakomici muzycy, bluesa mający we krwi, a zdarty głos Tylera aż się prosi o bardziej klasyczny repertuar. Największym minusem krążka jest to, że ci 60-latkowie wciąż usiłują  być idolami nastolatków – robią to sprawnie, ale starzenia nie ukryją nawet kilogramy pudru. Powinni go zetrzeć.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"