Modlitwa i obrazy Nowosielskiego

Malarstwo religijne Nowosielskiego może okazać się tylko estetyczną wariacją na temat ikony, której nie zaakceptuje ani katolicyzm ani prawosławie

Publikacja: 21.02.2013 00:01

Cerkiew Narodzenia Przenajświętszej Bogarodzicy w Białym Borze. Fot. Jerzy Durczak

Cerkiew Narodzenia Przenajświętszej Bogarodzicy w Białym Borze. Fot. Jerzy Durczak

Foto: Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 2.0

2 lata temu, 21 lutego 2011 roku, zmarł Jerzy Nowosielski, malarz, rysownik, scenograf, profesor ASP w Krakowie (ur. w 1923 roku).

Tekst z archiwum tygodnika Plus Minus

Był wybitnym malarzem.

Był domorosłym teologiem.

Stanowi kłopot.

Nie dla historyków sztuki, ci uznają wysoką rangę jego dzieł. Nie dla miłośników literatury, ci doceniają inspirującą rolę jego wypowiedzi, erudycję, teologiczną wyobraźnię. Jerzy Nowosielski stanowi kłopot dla katolików. Kłopot i wyzwanie, gdyż dzięki Nowosielskiemu możemy na nowo dostrzec swą (wstydliwą niekiedy) specyfikę.

Malarstwo religijne, którym często obdarzał katolickie świątynie, spotykało się z oporem wiernych, niezadowolonych z robienia im z kościołów cerkwi czy muzeów. Światli proboszczowie starali się tłumaczyć, że Jerzy Nowosielski wielkim artystą jest, krytycy zaś,  sarkając na ciemny ludek boży, bronili tak pojmowanego mecenatu Kościoła.

Obrazy były znakomite, wnętrza świątyń zyskiwały oryginalność, ale przecież ikona jest czymś radykalnie odmiennym od katolickiej sztuki religijnej. Odwołuje się do zupełnie innej duchowości, niesie ze sobą inną wizję przeżywania religii. Jej instalowanie w kościołach w formie dominującej sztuki użytkowej, mającej służyć celebrze i modlitwie, było nieporozumieniem. A może wyborem mniejszego zła? Bo realizacje Nowosielskiego dzięki stylizacji do dziś bronią się w zalewie kiczu czy nieudanych poszukiwań. Stylizacja – czy to na prawosławie, egzotykę, czy na ludowość – to wszystko świetne koncepty na czas kryzysu w sztukach plastycznych.

Ale w katolicyzmie święte obrazy są specyficznym wspomaganiem wyobraźni i uczuć, wspomaganiem aktu modlitwy. Tak było co najmniej od odrodzenia i w malarstwie ołtarzowym, i we freskach. I w oleodrukach, i obrazkach wtykanych za samochodowe lusterka czy noszonych w portfelach.

Chodzi o to, by poprzez nasycony różnorodnymi uczuciami święty wizerunek pobudzić modlitwę ku Bogu. By zadziałać na wyobraźnię, przywołać sytuację, postać, zaktualizować świętą historię ze wszystkimi emocjami.

Ikona, jak ją pojmował Nowosielski, była czymś przeciwnym. Reprezentowała, jak określał to autor, eschatologiczny realizm, czyli ukazywała świętych i Syna Bożego z perspektywy wieczności, zbawienia. Pokazywała ich już jako przemienionych, wolnych od przyziemnych ludzkich uczuć, nierozdzieranych pasją.

Była ikona płaszczyzną dojścia, a nie pryzmatem. I dlatego lud boży, obdarowywany obrazami Nowosielskiego, mógł się czuć zdezorientowany.

Esej zamiast modlitwy

Zbigniew Podgórzec, wyśmienity rozmówca Nowosielskiego, tę czasami trudną do zrozumienia różnicę między wschodnią a zachodnią tradycją malarstwa określił w skrócie tak:

„Ikona jest kanałem, przez który niebo zstępuje na ziemię. Istnieje jednak typ obrazu o charakterze wstępującym, gdzie przewagę ma treść stanowiąca wezwanie w kierunku nieba. I ten ostatni typ obrazu dominuje na Zachodzie". I – dodajmy – ewokuje zupełnie inny typ modlitwy.

Wierni? Ci z podwarszawskiej Wesołej zamiast Drogi Krzyżowej służącej unaocznieniu Męki Pańskiej dostali od Nowosielskiego nawet nie ikonę, lecz malarski esej o alienacji i samotności. Ich zmysły nawykłe do zupełnie innej stymulacji otrzymały zamknięty komunikat artystyczny, nie zaś impuls do przeżywania jednego z najważniejszych misteriów wielkopostnych. No tak, ale jeśli sam twórca mówił, że jego zdaniem „Droga Krzyżowa nie powinna w ogóle istnieć w Kościele", to rezultat jego prac nietrudny był do przewidzenia.

Ktoś wyraził radość, iż kościół Opatrzności Bożej w Wesołej zyskał status zabytku. Zabytku, muzeum, owszem, na pewno słusznie, ale ten budynek ma obsługiwać modlącą się wspólnotę.

Czyż można się dziwić, że oto na ścianie ołtarza z lewej strony zawisł już spory obraz „Jezu, ufam Tobie" i portret świętej Faustyny, z prawej zaś Matka Boska Częstochowska i realistyczny portret Jana Pawła II. Zaburzają zaprojektowane przez Nowosielskiego wnętrze. Ale przecież ludzie muszą się do czegoś modlić!

Że obraz „Jezu, ufam Tobie" to kicz? Że Pan Jezus za słodko spoziera z obrazu? Dobrze, dobrze, sama siostra Faustyna nie była zadowolona z wizerunków rysowanych pod jej dyktando, ale jednak Chrystus, który jej się objawiał, nie był Panem i Władcą wymagającym rabskiej adoracji, lecz kimś apelującym do ziemskich uczuć, takich, jakimi nasycone są obrazy Grünewalda, Leonarda, Rafaela, Caravaggia, gdzie poprzez spojrzenie, światłocień, gest, przywoływane jest realizujące się tu, na ziemi, święte misterium. Brudne stopy Maryi odpoczywającej w drodze do Egiptu, gesty dłoni w kantorze celnika Mateusza, wygięte w agonii udręczone ciało Chrystusa, jego zsiniałe zwłoki – to nie były rzeczywistości przebóstwione, lecz takie, które odsyłały myśl ku niebu przez uruchomienie emocji.

Nowosielski, mówiąc o Rafaelu, nazwał to podstawieniem uczuć. Paul Evdokimov przywoływał konstatację, że na końcu linii emocjonalnej zapoczątkowanej przez Leonarda są kiczowate obrazy „Najświętszego Serca", że wraz z porzuceniem przez Zachód ikony „rozmowa ducha z duchem ustąpiła miejsca emocji, wzlotom duszy, rozczuleniu".

Zgoda. Ale taka jest specyfika większości modlitw katolików i gdy instaluje się im ikonę, to mocno naciągane jest tłumaczenie krytyków, że prosty lud odrzuca je, bo się nie zna na sztuce. Może właśnie zna się na tyle, że widzi, iż ikona należy do zupełnie innej duchowości.

Wszystko jedno, czy tę duchowość nazwiemy niewolniczym czołobitnym korzeniem się przed bożym majestatem, czy też definiować będziemy oględnymi terminami ze słownika ekumenizmu – to naprawdę są inne style przeżywania sacrum.

Szkoda, że historycy sztuki, którzy tak zachwycają się Nowosielskim, nie są ludźmi praktykującymi modlitwę. Wówczas ich opinie o powrocie sacrum zyskałyby na precyzji. Pisał Evdokimov, kwestionując zachodnią sztukę religijną, że „kiedy krucyfiks przez swój zamierzony realizm rzutuje na system nerwowy, niewypowiedziana tajemnica Krzyża traci swoją sekretną moc i tchnienie transcendencji przestaje ją przenikać"... Pisał o ikonie, że „swoista hieratyczna oschłość, zamierzona i ascetyczna surowość faktury przeciwstawiają ją wszystkiemu co słodkie i zmiękczające, wszelkiej artystycznej ozdobie czy przyjemności". Rozziew między tradycją Wschodu i Zachodu naprawdę jest olbrzymi i nie da się go zasypać jedną czy dwiema decyzjami księdza proboszcza.

A pisma? Scheda po Nowosielskim bowiem to także tomy jego wypowiedzi, przede wszystkim intrygujących rozmów ze Zbigniewem Podgórcem. Kiedyś stanowiły sensację i uruchamiały teologiczne dysputy i duchowe poszukiwania, dzisiaj ich nonszalancja teologiczna budzić może zdziwienie i niepokój.

Jeśliby sprawy synkretyzmu religijnego, swobodne żonglowanie niezobowiązującymi konceptami opatrzyć didaskaliami o szykowaniu samowara, nalewaniu czaju, napełnianiu stakanków, a nade wszystko dodać do imion otczestwa, by Podgórzec mówił do Jerzego Nowosielskiego Juriju Stiepanowiczu, toby się to jakoś dało czytać, traktując jak literackie teologizowanie w zasypanej śniegiem chacie gdzieś na mroźnym wschodzie... Kłopot w tym, że te dywagacje nie są opatrzone żadnym cudzysłowem, więcej, życzliwa Nowosielskiemu prasa katolicka tamtych lat przyjmowała jego koncepty jako coś bardzo serio i gotowa była w imię ekumenizmu wpuścić wszystko do zbioru wypowiedzi wzbogacających naszą wspólną świadomość religijną.

Pomysł tyczący nabożnego stosunku do zwierząt, w miarę pewnie opróżniania stakanków, staje się coraz bardziej groteskowy. „Odczuwa pan grzeszność tej sytuacji?" – pyta Podgórzec malarza, który zadeklarował, że nie jest wegetarianinem.

Nowosielski: „Odczuwam. Za każdym razem, gdy jem mięso, odczuwam wyrzuty sumienia. Ale jestem chrześcijaninem, a chrześcijanin musi mieć poczucie, że jest grzesznikiem".

No bardzo przepraszam, to ja już nie wiem, gdzie jesteśmy. Gdybyż to opatrzono jakimiś jeśli nie didaskaliami, to emotikonami. Tylko jakby miał wyglądać emotikon sygnalizujący czystą dostojewszczyznę?

Potem jest już coraz lepiej. Pada oczywiście teza, że farmy tuczników są gorsze od Oświęcimia. A gdy parę lat później Nowosielski stwierdza, że aborcja jest mniejszym złem niż zarżnięcie kury, to jednak przekracza granicę, gdy z dobrotliwym uśmiechem słucha się teologicznych pogwarek.

Od świętego do świeckiego

Przywoływanie intrygujących wątków prawosławnej myśli religijnej, opowieści o procesie twórczym, ikonach, dramatyczne wyznania dotyczące unitów – owszem, to wszystko ma kapitalne znaczenie, tym bardziej że i rozmówca malarza Zbigniew Podgórzec jest niebywałym erudytą i znawcą Rosji. Ale gdy Nowosielski zaczyna snuć marzenia o jakiejś synkretycznej religii idealnej, nagle znajdujemy się w zupełnie innej rzeczywistości, gdzie przestają obowiązywać jakiekolwiek miary. I kończy się ekumenizm, kończy się dzielenie skarbami kościołów, zaczyna swobodne żonglowanie konceptami. Ale przecież i prawosławni nie akceptowali tak pojmowanej teologii. Dla nich także ikony Nowosielskiego nie były w całości przyswajalne.

Cóż więc z Nowosielskiego zostanie? Jego malarstwo religijne nawet oczyszczone z dysonansu komunikacyjnego, jaki mu towarzyszył, może się okazać jedynie estetyczną wariacją na temat ikony... Lekceważenie wielu kanonów obowiązujących w prawosławiu może wygnać Nowosielskiego nie tylko z tradycji zachodniej, ale też z coraz bardziej świadomego swych duchowych skarbów Wschodu. Malarstwo, które, wychodząc z doświadczeń sztuki współczesnej, prezentowało jeden z wymiarów prawosławnej duchowości, może się okazać nazbyt swobodne, by funkcjonować w liturgii.

Za szczytowe osiągnięcie artystyczne Nowosielskiego uznane więc chyba będzie zaszczepienie światoodczuwania z ikon do sfery profanum. Akty we wnętrzach, w których dochodzi do niesamowitej sakralizacji kobiecego ciała, banalne sytuacje podniesione do rangi misterium, obrazy, które zdegradowaną codzienność odnoszą do wieczności i pokazują jako coś koniecznego, jedynego. Abstrakcje i akty jako wyraz jakichś przedziwnych kumulacji duchowych... Komunikat przywracający godność i wagę ziemskiej rzeczywistości. Dotknięcie nieśmiertelności.

Rangi swojego odkrycia był Nowosielski świadom i z dumą obwieszczał, iż „ludzie nie myśleli, że dokonanie czegoś takiego jak sprowadzenie elementów rzeczywistości empirycznej, cielesnej, a ściślej erotycznej, na poziom rzeczywistości zmartwychwstałej jest możliwe". To rzeczywiście mu się udało.

Czy był pierwszy? Przecież i obrazy Amadeo Modiglianiego, którym się inspirował, wywodziły się wprost z malarstwa religijnego. A hołdy macierzyństwu złożone na Tahiti przez Paula Gauguina? A Picasso?... Sakralizacja świata, sakralizacja kobiet. Ruch od świętego do świeckiego...

To jednak zostanie. I będzie jeszcze długo zachwycać i intrygować.

Marzec 2011

2 lata temu, 21 lutego 2011 roku, zmarł Jerzy Nowosielski, malarz, rysownik, scenograf, profesor ASP w Krakowie (ur. w 1923 roku).

Tekst z archiwum tygodnika Plus Minus

Pozostało 99% artykułu
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Kultura
60. Biennale Sztuki w Wenecji: Złoty Lew dla Australii
Kultura
Biblioteka Narodowa zakończyła modernizację Pałacu Rzeczypospolitej
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”
Kultura
Muzeum Historii Polski: Pokaz skarbów z Villa Regia - rezydencji Władysława IV