Umysłowe sztuczki

Gra BioShock: Infinite przenosi nas do eksperymentalnego, fruwającego miasta, w którym wszystkie wzniosłe ideały rozbijają się na naszych oczach, a my tracimy poczucie tego co jest prawdą, a co iluzją

Publikacja: 20.04.2013 15:27

Umysłowe sztuczki

Foto: materiały prasowe

Red

Epoka zwana erą rewolucji przemysłowej otworzyła ludziom oczy na nowy obraz świata. Maszyny zdołały zejść pod wodę, jak i wzbić się w powietrze. Granice między literacką fikcją i legendami a rzeczywistością zostały zatarte. Uwierzono, że wszystko jest możliwe. Efektem tej wiary i ciężkiej pracy jest Columbia, miasto w grze BioShock: Infinite, które oderwało się od ziemi. Na setkach fruwających platform unoszą się kamienice, ulice, ogrody, fabryki, miejsca rozrywki, a nawet plaża z wielkim jeziorem. „Oderwanie od ziemi" ma także wymiar polityczny, religijny i społeczny. Mające stanowić część USA miejsce traci kontakt z macierzystymi prawami i zasadami, więc stopniowo przeobraża je w nowe. Krocząc po ulicach Columbii odkrywam piękne i przerażające efekty tej przemiany.

Booker DeWitt, bohater gry, to doświadczony detektyw, którego życie nie potoczyło się w najlepszym kierunku. Poznajemy go w sytuacji, gdy jest transportowany łodzią do tajnej stacji łączącej kontynent z Columbią, a jego zadaniem jest porwanie pewnej kobiety i powrót z nią do Nowego Jorku. Motywem działania jest chęć spłacenia poważnych długów, nie wiadomo jakich. Sam DeWitt nie jest typowym herosem, sprawia wrażenie niespecjalnie sympatycznego i bardzo niezadowolonego z tego, co musi wykonywać. Nie da się go polubić, ale jego szorstkie, cyniczne obejście pozwala nam inaczej spojrzeć na otaczający świat.

Metropolis w chmurach

Jaka jest Columbia? To przepiękny reżim. Wkraczając do tego miasta przez długi czas nie przestaniemy odczuwać bardzo wyrazistych słodko-gorzkich smaków. Nasze oczy będą pochłaniały nieprawdopodobne widoki jakich dostarczają gustowne domy i brukowane ulice w otoczeniu pięknych obłoków. W słonecznej scenerii poruszamy się wśród radosnych mieszkańców, oglądamy uliczny festyn pełen cudów techniki, dostajemy darmową watę cukrową, popcorn i hot-dogi, korzystamy z szyn i gondoli łączących dzielnice, kupujemy zaopatrzenie od mechanicznych sprzedawców czy słuchamy przypadkowo napotkanego występu muzycznego. Przez chwilę może wydawać się, że oto ludzkość oderwana od swojej typowej rzeczywistości, wojen, różnych hamujących nieskrępowanych rozwój czynników wzniosła się właśnie na swoje wyżyny i wyprzedziła „ziemską" epokę.

To jednak tylko jedna strona medalu. Druga jest mroczna i, niestety, naturalna. Kiedy wkraczamy do Columbii podziwiamy gargantuiczny rozmach konstrukcji sławiących przywódcę miasta jako proroka, niemalże pośrednika między ludzkością a trenscendencją. Gdy po pewnym czasie padają pierwsze strzały odkrywamy, że Columbia to zwykły totalitaryzm, w którym wszystko podporządkowane jest jednemu władcy, a jego rządy legitimizuje zarówno wspomniany kult, jak i rozbudowana struktura policji. Ponad policją stoi jeszcze mityczny strażnik – Songbird, wielki mechaniczny ptak jawiący się jako potwór, zdolny niszczyć całe budynki, a co dopiero pojedyncze osoby.

Do tego dochodzi nieuchronna walk klas. Wokół przywódcy miasta, Comstocka, tworzy się warstwa arystokracji, a Columbia szybko zaczyna przypominać filmowe Metropolis. Idealnie ilustrujacą to sceną jest moment, w którym główny bohater dociera do gigantycznego koncernu zajmującego się przemysłem ciężkim. Po eksploracji pięknego górnego pokładu dzielnicy zjeżdżamy windą w dół do dzielnicy biedoty. Górująca nad niedożywionymi robotnikami wieża i zegar przypominają jak żywo jeden z głównych motywów z filmu Langa, w którym robotnicy zostają zredukowani do dosłownie roli trybika, którego rolą jest bezbłędne działanie. Zresztą sam szef koncernu opowiada pracownikom przez megafon, że najlepszym stworzeniem jest pszczoła, która cały czas pracuje i nigdy nie choruje.

Wielka mitologizacja

Kreacja świata jest jednym z najmocniejszych elementów gry. W każdej dzielnicy górują rozmaite symbole władzy, przesada i przepych są wszechobecne. Są monstrualnej wielkości pomniki proroka i ogromne napisy przekazujące niby-religijne treści. Zwiedzamy także liczne muzea sławiące patriotyzm, posłuszność wobec władzy, utrwalające nowe zasady, nową wizję historii i przede wszystkim – jej nowych bohaterów. Autorzy nie ograniczyli się tylko do osadzenia prostych obrazów. Fantastycznie operują nastrojem poprzez grę kolorami, zwłaszcza kontrastem i natężeniem światła, oraz dekoracjami. Wśród tych drugich można wyróżnić chociażby pluszowego Songbirda, sprzedawanego jako zabawkę dla dzieci.

Mit zostaje odarty zarówno przez to co sami widzimy, jak i przez liczne, pozostawione w grze nagrania. Wszystko płonie na naszych oczach, gdy widzimy jak traktowani są czarnoskórzy mieszkańcy Columbii, jak z cierpienia robi się przedstawienie i jak rozpoczyna się rewolucja – to jak się kończy każdy dobrze wie.

W BioShock: Infinite na szczęście nie stajemy po żadnej ze stron. Nie ma moralizowania, nie wybieramy, ani nie dowiadujemy się co jest dobre, a co złe. Wykonujemy tylko swoje zadanie – odszukujemy dziewczynę i staramy się wydostać z miasta. Na drodze stają nam realni przeciwnicy oraz wrota do alternatywnych rzeczywistości, które poważnie utrudnią zrozumienie naszego celu. I jest to zdecydowany plus tej gry.

Naboje, ogień i wigory

Jako przeciwników mamy zarówno zwykłych milicjantów z pałkami, najróżniejsze typy wojsk czy oddziałów rebelianckich z pistoletami, prostymi karabinami i ich maszynowymi wersjami. Podnosimy ich broń, korzystamy z napotkanych po drodze arsenałów czy zdobywamy, stylizowane na starodawne, rakietnice i wyrzutnie wybuchowych pocisków. Wraz z postępami znajdujemy także wigory – odpowiednik magicznych czarów, które pozwalą miotać ognistymi kulami, wyrzucać przeciwników w powietrze  czy przywoływać stada wron, strumienie wody i magnetyczne tarcze.

Na późniejszych etapach zaczynamy także ścierać się z bardziej wymagającymi przeciwnikami – grubo opancerzonymi operatorami rakietnic, ogromnymi zmechanizowanymi kukłami przedstawiającymi amerykańskich patriotów czy ludźmi zamkniętymi w „ciałach" robotów.

Niestety BioShock: Infinite umiarkowanie sprawdza się jako gra akcji. Kolejne starcia przynoszą stopniowo coraz mniej zabawy, a dołącza do tego poczucie, że autorzy nie potrafili sprawić, aby gracz w pełni wykorzystał oddane mu narzędzia. Wigory działają tylko na niektórych przeciwnikach i ograniczamy się do użycia dwóch lub trzech. Z reszty skorzystamy najwyżej kilka razy, przy silniejszych przeciwnikach zabraknie nam czegoś skutecznego. W grze możemy także prosić Elizabeth o otwieranie małych wrót między wymiarami, które zawsze sprowadzają się do tego samego – w określonym miejscu pojawią się lecznicze apteczki, zapasowa broń, haki pozwalające szybciej się przemieszczać, chroniące przed ostrzałem ścianki czy samodzielnie strzelające działka. Szybko przestaje to być jednak zarówno atrakcją, jak i poważnym wsparciem. Niezbyt użyteczny jest też system ekwipunku, bo znajdowane w trakcie gry elementy uzbrojenia dają niespecjalnie ciekawe modyfikacje i przez większość czasu korzystamy w kółko z tych samych. Sprawdza się za to wykupywanie ulepszeń broni oraz wigorów, wzmacniający czy poszerzający ich działanie.

W grze razi też trochę innych niespójności. Zgodnie z zasadami większości gier akcji należy dać graczom „zdobycze". Do tych należą zarówno lepsze egzemplarze broni, jak i setki poutykanych w najróżniejsze miejsce drobiazgów – monet, wytrychów do zamkniętych pomieszczeń oraz papierosów, słodyczy i napojów, które regenerują nasze zdrowie i energię potrzebną do korzystania z wigorów. Problem polega na tym, że ilość tych znajdek jest przesadnie duża i za bardzo potrafi odciągnąć nas od skupienia się na meritum gry. Dochodzi też do licznych absurdalnych sytuacji. Jak można uwierzyć w biedę fabrycznych robotników, skoro tuż obok nich walają się bezpańskie pieniądze i jedzenie?

BioShock: Infinite broni się jednak przede wszystkim kreacją świata i zaskakującą fabułą, której dokładnie zrozumienie wymaga od nas sporo skupienia i rozglądania za pobocznymi wskazówkami. Chociaż system walki i interakcji z otoczeniem mógł stać na wyższym poziomie, rozbudowany arsenał broni i wigorów pozwala nam mimo wszystko odbywać ciekawe i ostre pojedynki.

Ocena: 5/6

Wydawca: Cenega Poland

Platformy: PC, PS3, X360

Epoka zwana erą rewolucji przemysłowej otworzyła ludziom oczy na nowy obraz świata. Maszyny zdołały zejść pod wodę, jak i wzbić się w powietrze. Granice między literacką fikcją i legendami a rzeczywistością zostały zatarte. Uwierzono, że wszystko jest możliwe. Efektem tej wiary i ciężkiej pracy jest Columbia, miasto w grze BioShock: Infinite, które oderwało się od ziemi. Na setkach fruwających platform unoszą się kamienice, ulice, ogrody, fabryki, miejsca rozrywki, a nawet plaża z wielkim jeziorem. „Oderwanie od ziemi" ma także wymiar polityczny, religijny i społeczny. Mające stanowić część USA miejsce traci kontakt z macierzystymi prawami i zasadami, więc stopniowo przeobraża je w nowe. Krocząc po ulicach Columbii odkrywam piękne i przerażające efekty tej przemiany.

Pozostało 90% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"