Zmienna w tym roku pogoda, deszcze i chłody, budzi obawy osób wybierających się nad polskie morze, a także – w opinii szerszej publiczności – podważa twierdzenia naukowców dotyczące globalnego ocieplenia. I rzeczywiście bywało nad Bałtykiem już znacznie cieplej. Tak np. na początku lipca 1936 roku woda w morzu w pobliżu Helu nagrzała się do 27 stopni, a w południowej części Zatoki Puckiej nawet do 31 stopni. W „Dzienniku Gdyńskim" relacjonowano „... jedni opalają się i smażą w skwarze słońca, aż swąd czuć w powietrzu. Inni zaś pławią swe cielska w ciepłych wodach, pozostawiając na sinej powierzchni lepką warstwę tłuszczu". W sposobie korzystania z uroków plaży niewiele się jak widać zmieniło. Okoliczności i warunki, w jakich spędzamy letnie wakacje, bardzo się niekiedy różnią od tych sprzed kilkudziesięciu lat. Czasem znów zastanawiająco je przypominają. Wybierzmy się zatem w wakacyjną podróż w czasie, do morskich kąpielisk i górskich kurortów z czasów międzywojennych i pierwszych lat PRL.
Niech żyje jazz
Celem dzisiejszych wyjazdów na wakacje jest, jeśli polegać na reklamach biur podróży, spełnienie marzeń i doznanie niezapomnianych przeżyć. Dawniej o niezwykłych wakacyjnych przygodach mówiono mniej. „Głównym zadaniem odpoczynku letniego jest zupełne zerwanie z dotychczasowym trybem życia, zaprzestanie na ten czas zajmowania się, choćby w myśli tylko, troskami i kłopotami codziennego życia i codziennej pracy„– radził «Ilustrowany Kurier Codzienny» w 1929 roku. Ten akurat postulat w dobie Internetu i Facebooka stracił na popularności. Wakacje to właśnie okazja, by swymi wrażeniami dzielić się z możliwie najszerszym gronem przyjaciół, krewnych i znajomych.
Niezawodnym sposobem oderwania się od trosk i kłopotów codziennego życia i codziennej pracy były i są wakacyjne rozrywki, a zwłaszcza dancingi, których miejsce zajęły dziś imprezy w klubach i dyskotekach. Korespondenci gazet donosili jeszcze w latach 20., że niektórych letników „temperatura lipcowa nie odstrasza od namiętnego charlestonowania w natłoczonych dancingach, by dać folgę drgawkom sercowo-nożnym" i twierdzili: „dancing na statku, w Polonii, w Lwiej Jamie, na wybrzeżu... Dancing to kwintesencja Helu". W Zakopanem, na Krupówkach, królował jazz. „Od rana do nocy niepowstrzymaną falą płynie ku lokalom Morskiego Oka, Bristolu, Trzaski, Karpia wielotysięczny tłum. Nie jedzą, nie piją, nie siadają nawet, tylko tańczą" – relacjonował w 1929 r. korespondent IKC. „W trzech sześciennych metrach podłogi tłoczy się i poci zwarta dwupłciowa rzesza. Chwilami nawet przypomina ten wszechstronny masaż prawdziwy taniec. Grunt – to kuracja!". Podobnie było w Krynicy, która przez 80 laty, nazywana „wielką stolicą letnią" i „królową wód", przeżywała czasy swej największej świetności: „słońce jest nieocenionem dobrodziejstwem, ono bowiem daje radość życia. „Deptak krynicki zalany słońcem, rozedrgany melodią muzyki jest miejscem całodziennej rewii kuracjuszy". Po zmroku radość życia zapewniały występy Jana Kiepury, Jaracza, Znicza i Wyrwicza zabawiającego elegancką publiczność Patrii, kino oraz nade wszystko – „liczne rozrywki towarzyskie w pierwszorzędnych lokalach, wykwintne kolacje i alkohole".
Efeb z ogłoszenia
Wakacjom towarzyszyło zawsze pewne rozluźnienie – dawniej mówiono częściej o zagrożeniu moralności – w sferze obyczajów. „Wracając na plażę, zastałem miejsce obok rodzonej żony zajęte przez jakiegoś lowelasa, na którego widok porwało mnie małżeńskie oburzenie, więc powiadam: Szanowny Łaskawco, proszę się natychmiast wynieść własnym kosztem. Zabrałeś mi pan moje miejsce i przypalasz się pan do mojej żony. To zakrawa na gorący uczynek" – wspominał jeden z letników odpoczywających w Gdyni. Towarzystwa poszukiwano także poprzez ogłoszenia prasowe, np. w «Wiadomościach Zakopiańskich»: „Szukam znajomości towarzyszki miłej, młodej i przystojnej, lubiącej jednocześnie taniec i inne przyjemności życia – celem wypełnienia treścią pobytu w górach – młody, przystojny, pełen temperamentu Efeb".
„Wszędzie jak zwykle przeważa płeć piękna„ – zauważał w 1936 r. w korespondencji z Krynicy IKC. Rodziło to zapotrzebowanie na specyficzne prace sezonowe. „Danser – gigolo, wysoki przystojny, szuka zajęcia", głosił anons w „Wiadomościach Zdrojowych". Potencjalne pracodawczynie mógł jednak zniechęcić głośny w owym czasie proces fordansera Andrzeja Baranowskiego oskarżonego o szantażowanie pań i żądanie pieniędzy za utrzymanie w tajemnicy ich „przejść romantycznych". Oskarżony nie przyznawał się do winy, twierdząc, że „padł ofiarą zemsty zawiedzionych pań". Dziś wakacyjne przejścia romantyczne pań, zwłaszcza tych znanych publicznie, stają się od razu, nieraz za zgodą zainteresowanych, tematem dnia w tabloidach i wyspecjalizowanych portalach.