Tegoroczny canneński konkurs codziennie przynosił znakomite filmy. Ale Cannes to także nadmorski bulwar Croisette, czerwony dywan, snobizm i blichtr. Nie ma w Europie drugiego miejsca, w którym tak jak tutaj czułoby się magię kina.
Stary Kontynent ma niewiele gwiazd. Te najgłośniejsze zjeżdżają więc na Lazurowe Wybrzeże ze Stanów. Wielkie wytwórnie wykorzystują to, że festiwal ściąga kilkanaście tysięcy osób z branży filmowej i ponad 4 tysiące dziennikarzy. Przygotowują wielkie wydarzenia promocyjne.
W tym roku Croisette zostało zablokowane na pół dnia przez gapiów, gdy na opancerzonych transporterach jechali najsłynniejsi bohaterowie kina akcji lat 80. i 90. Arnold Schwarzenegger, Sylvester Stallone, Mel Gibson, Harrison Ford, Dolf Lundgren, Antonio Banderas, Jason Statham, dodatkowo w otoczeniu gwiazdek kina akcji młodszej generacji. Kiedy potem usiedli razem w sali recepcyjnej hotelu Carlton, by spotkać się z dziennikarzami – w powietrzu aż iskrzyło.
Dawni herosi, jedni stale na topie, inni o sławie już nieco przebrzmiałej i wyblakłej, promowali trzecią część „Niezniszczalnych" Sylvestra Stallone. A na pytanie, czy z racji wieku korzystali na planie z dublerów, odpowiedział:
– Skąd! Wszystko robiliśmy sami, budżet niczego takiego nie przewidywał. Nikt z nas się nie oszczędzał. Wróciliśmy poharatani i posiniaczeni.