W 1962 r. nowojorski żeński kwartetu The Crystals zaśpiewał piosenkę „He Hit Me (And It Felt Like a Kiss)" (Uderzył mnie, a smakowało to jak pocałunek). Piosenka została wydana na singlu, ale radiostacje nie chciały jej grać w związku z licznymi protestami organizacji kobiecych oraz walczących z przemocą w rodzinie.
W tytułowej kompozycji nowego albumu „Ultraviolence" Lana Del Rey cytuje fragment tego szlagieru sprzed lat, by w typowym dla siebie perwersyjnym tonie opisać jednoczesne doświadczenie bólu i radości oraz wściekłości i piękna. Jest kolejną światową gwiazdą, która lansuje się, manifestacyjnie odrzucając feminizm. Jako pierwsza uczyniła to Beyoncé, która jest szczęśliwa z powodu swojej kobiecości i macierzyństwa u boku rapera Jay-Z.
Dzikość serca
Lana wybrała bardziej przewrotny sposób na promowanie nowej płyty. Przedzierzgnęła się z hollywoodzkiej nastolatki, która kultywuje klimat retro i gotycką erotykę w stylu sagi „Zmierzch", w kobietę zbuntowaną przeciwko poprawności politycznej. Przedstawia się jako kochanka, która chce być z mężczyzną zwierzęcym, emocjonalnym – a nie chłopcem w stylu dzisiejszych idoli z boysbandów o biseksualnym wizerunku.
Swoją drogą – mogłaby śpiewać o kimś, kto nie jest damskim bokserem. Ale to nie wywołałoby dyskusji, a dał się w nią wciągnąć nawet prestiżowy tygodnik „Time", co potwierdza, że kampania reklamowa nowej płyty jest przemyślana i skuteczna.