Reklama

Widmo dziesiątej symfonii

Udało mi się w życiu, pisałem dla najlepszych – mówi kompozytor Krzysztof Penderecki Jackowi Marczyńskiemu.

Aktualizacja: 07.07.2015 15:04 Publikacja: 06.07.2015 21:17

Widmo dziesiątej symfonii

Foto: Fotorzepa/Piotr Guzik

Rz: Ciągle jest pan tak zajęty?

Krzysztof Penderecki
: Gdybym chciał zrealizować to wszystko, co mam już zaplanowane, potrzebowałbym jeszcze 15 lat życia. Wiem, że czas, jakim mogę dysponować, nie zależy ode mnie i ze wszystkim nie zdążę, ale mój dziadek nauczył mnie, że nie można przez życie przejść ot, tak sobie, trzeba coś robić.

Niedawno zakończył pan nagrania dla Warnera. Trudno uwierzyć, że będą to pierwsze pańskie płyty, na których dyryguje pan orkiestrą i chórem Filharmonii Narodowej.

Tak się złożyło, Filharmonia Narodowa nagrywała dużo moich utworów, ale z poprzednim dyrektorem, Antonim Witem.

Jedna z płyt zdobyła dwa lata temu nagrodę Grammy.

To prawda. Ja natomiast od pewnego czasu realizuję inny projekt: utrwalenia moich utworów ze mną w roli dyrygenta. Dla firmy DUX nagrałem komplet symfonii z naszą młodą orkiestrą Sinfonią Iuventus. Bardzo ją polubiłem, to zespół niesłychanie elastyczny. Teraz zacząłem nagrywanie z nią koncertów instrumentalnych. Natomiast najważniejsze i najtrudniejsze oratoria postanowiłem powierzyć Filharmonii Narodowej. Na początek wybraliśmy utwory chóralne a capella, a także „Dies illa", ale sporo jeszcze przed nami.

Lubi pan nagrywać?

Tak, bo umożliwia mi to powrót do utworu, spojrzenie na niego od strony wykonawcy. Przede wszystkim jednak lubię świetne zespoły, takie jak Chór Filharmonii Narodowej. Z nim nawet praca nad moją trudną „Missa brevis" staje się przyjemnością. Zresztą „Dies illa" też nagrałem w ciągu jednego dnia, choć zaplanowano cztery sesje.

To jest pan wyjątkiem. Muzycy potrafią spędzać wiele dni w studiu, a z fragmentów różnych wykonań montują najlepszą ich zdaniem wersję. Technika to umożliwia.

Ja po prostu dobrze znam swoje utwory, a jeśli dysponuję takimi zespołami jak teraz, to praca idzie bardzo szybko.

Reklama
Reklama

„Dies illa" napisał pan niespełna rok temu, a już utwór ten wyrasta na pana kolejny przebój koncertowy.

Tak naprawdę nie jest jeszcze skończony. Miałem mało czasu na jego skomponowanie, więc opuściłem trzy pierwsze strofy łacińskiego tekstu. Powstał na uroczystości z okazji setnej rocznicy wybuchu I wojny światowej, które miały odbyć się w Belgii. Organizatorzy zwrócili się do kilku kompozytorów, każdego prosząc, by zamówiony utwór nie trwał dłużej niż pół godziny. Chciałbym teraz dodać jakieś 15 minut muzyki.

Często pan dopisuje nowe fragmenty do swych utworów.

Owszem, „Requiem polskie" rodziło się przeszło 20 lat. Ale przecież ja nic innego nie robię, tylko komponuję. Dawno temu przestałem uczyć, bo uważam, że nie można nikogo nauczyć komponowania. Co najwyżej student, podpatrując mnie, coś skorzystał z naszych kontaktów.

Z uznaniem mówił pan jednak o swoich profesorach.

Ale niczego wprost mnie nie nauczyli, poza kontrapunktem i polifonią. Za to jestem im bardzo wdzięczny. W pewnym momencie byłem tak w tym biegły, że paru moim kolegom napisałem fugę na zaliczenie egzaminu. Po tylu latach chyba mogę się do tego przyznać.

Reklama
Reklama

Co nowego da nam pan w najbliższej przyszłości?

W przyszłym roku zaplanowane jest w Wiedniu prawykonanie koncertu harfowego. Przysparza mi on sporo kłopotu, to niewdzięczny instrument dla kompozytora, jeśli sam nie jest harfistą. Poza tym nie wszystko, co typowe dla mojej muzyki, jest możliwe do wykonania na harfie ze względu na jej możliwości brzmieniowe, ale Xavier de Maistre, dla którego koncert powstaje, jest wspaniały. Nikt inny nie potrafi wydobyć takiego dźwięku z harfy. Podpisałem też umowę z Operą Wiedeńską i mam nadzieję, że zrealizuję wreszcie moje wieloletnie marzenie i ukończę „Fedrę". Mam na to dwa lata. Są pomysły na trzy, cztery inne opery, ale chyba już nie zdążę. Życie jest krótkie, a chcę jeszcze napisać dwie symfonie, by było ich w sumie dziewięć. Więcej podobno nie powinno się komponować. Wielu z tych, którzy zaczynali komponować dziesiątą symfonię, umierało.

Jest jakiś instrument, dla którego nie skomponował pan koncertu?

Rzeczywiście, napisałem już chyba dla wszystkich. Jeśli liczyć różne wersje tych samych utworów, będą w sumie 24 koncerty. Najdłużej wzbraniałem się przed harfą. Natomiast chciałbym skomponować jeszcze ze dwa lub trzy concerto grosso, bo ta forma bardzo mi odpowiada. Myślę na przykład o koncercie na czworo skrzypiec.

Wykonawcy pana inspirują?

Bardzo. Zawsze piszę dla konkretnego muzyka, tak powstały trzy koncerty dla Mścisława Rostropowicza czy pięć utworów dla Anne-Sophie Mutter. To fantastyczna skrzypaczka, bierze do ręki trudne nuty i natychmiast gra. Udało mi się w życiu, bo pisałem dla najlepszych. Może odbija się też w tych utworach moje niespełnione marzenie, bo bardzo chciałem zostać skrzypkiem. Co prawda kiedy ojciec kupił pierwsze skrzypce, nie bardzo mi się podobały, ale potem mnie wciągnęły. Gdy miałem z 15 lat, bardziej zafascynowała mnie możliwość komponowania i przestałem ćwiczyć tak intensywnie, jak powinienem. Ale marzenie pozostało.

Reklama
Reklama

W marcu przyszłego roku minie pół wieku od narodzin „Pasji według świętego Łukasza" i z tej okazji planowane jest jej uroczyste wykonanie w Warszawie z panem jako dyrygentem. Z tego też powstanie nagranie płytowe?

Takie są zamierzenia. Postanowiłem jednak, że „Pasja" musi być zaprezentowana tak, jak ją napisałem – z trzema chórami. Wówczas brzmi w sposób, jaki sobie wymarzyłem. Tylko raz w przeszłości była tak wykonana.

Nadal potrafi pan komponować w każdych warunkach? W młodości szedł pan po prostu do kawiarni, by tam pisać.

Bo moja ówczesna żona była pianistką i musiała ćwiczyć. Teraz najchętniej komponuję w Lusławicach, tam jest mi najlepiej. Kiedy patrzę na mój park, w którym sadziłem każde drzewo, mam poczucie, że coś jednak w życiu stworzyłem. Wracam więc teraz do Lusławic, by zmagać się z koncertem na harfę.

Kultura
Po publikacji „Rzeczpospolitej” znalazły się pieniądze na wydanie listów Chopina
Kultura
Artyści w misji kosmicznej śladem Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego
Kultura
Jan Ołdakowski: Polacy byli w powstaniu razem
Kultura
Jesienne Targi Książki w Warszawie odwołane. Organizator podał powód
Kultura
Bill Viola w Toruniu: wystawa, która porusza duszę
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama