Reklama

Gdynia 2015: Wojenne dylematy i syreny z PRL

Pierwszy dzień konkursu ma w planie zarówno współczesny kryminał, jak i dramat z II wojny. Zapowiada się festiwal różnorodności.

Aktualizacja: 15.09.2015 07:09 Publikacja: 15.09.2015 07:00

Foto: materiały prasowe

Po uroczystej gali w Gdyni zaczął się coroczny przegląd polskiego kina. Dziesiątki starannie przygotowanych sekcji i konkursów. W tym głównym, gdzie o Złote Lwy walczy 18 tytułów, wtorek przynosi pięć filmów.

Trzy z nich: „Ziarno prawdy" Borysa Lankosza, „Hiszpanka" Łukasza Barczyka i „Karbala" Krzysztofa Łukaszewicza, przeszły już przez ekrany. Dwie wtorkowe premiery to „Córki dancingu", debiut długometrażowy Agnieszki Smoczyńskiej, oraz „Letnie przesilenie" Michała Rogalskiego. Akcja obu filmów, bardzo zresztą różnych, cofa się w czasie, ale ich twórcy opowiadają o trudnych życiowych wyborach w sytuacjach ekstremalnych i w codziennym, zwyczajnym życiu.

Wydawałoby się, że II wojna światowa jest tematem wyeksploatowanym. Tyle było wielkich filmów, scen batalistycznych, obrazów okrucieństwa i śmierci, świadectw heroizmu i tchórzostwa, różnych spojrzeń na tamten czas. Ale są pytania, które wciąż warto zadawać, a odpowiedzi nie są proste, bo dawno odeszliśmy od czarno-białej wersji historii.

Michał Rogalski, autor komedii „Ostatnia akcja", który ostatnio ćwiczył rękę głównie jako reżyser seriali, w „Letnim przesileniu" pokazał wojnę z perspektywy polskiej prowincji i dwóch 17-latków – Polaka Romka i Niemca Guido ze stacjonującego we wsi oddziału.

Jest lato 1943 roku. Życie z pozoru toczy się w miarę normalnie. Tylko w pobliżu torów kolejowych miejscowi zbierają czasem rzeczy odbierane Żydom z transportów. Zdarza się też, że komuś z transportu uda się wyskoczyć. Młody Polak i młody Niemiec są do siebie podobni, podoba im się ta sama dziewczyna. W innych czasach mogliby się zaprzyjaźnić. Wojna postawiła ich po dwóch stronach barykady, zmusiła do trudnych wyborów. I do tego najważniejszego: pomóc drugiej osobie czy ratować własne życie? „Letnie przesilenie" to film tradycyjnie opowiedziany, ale przejmujący.

Reklama
Reklama

Do przeszłości nie tak odległej i sytuacji nie tak ekstremalnej cofa się Agnieszka Smoczyńska w „Córkach dancingu". Z wody wypływają dwie dziewczyny. Na pozór zwyczajne, ale gdy polać je wodą, ich nogi przekształcają się w pokryty łuskami ogon, zamieniając je w syrenki.

Obie trafiają do klubu nazywanego „lokalem nocnym z napojami alkoholowymi i tańcem", czyli w środek socjalistycznego „światowego życia" lat 80. Dancing, panienki prężące się na scence, zespół Figi i Daktyle grający muzykę przypominającą bardziej nam współczesne disco polo.

Agnieszka Smoczyńska nie ukrywa, że to powrót do jej dzieciństwa. Sama wychowała się w podobnym środowisku, choć jako dziecku nie wolno jej było wejść na klubowy parkiet ani obserwować sceny. „Córki dancingu" to pół bajka, pół socjologiczna obserwacja, przede wszystkim jednak opowieść o miłości i odkrywaniu własnej kobiecości.

Kultura
Po publikacji „Rzeczpospolitej” znalazły się pieniądze na wydanie listów Chopina
Kultura
Artyści w misji kosmicznej śladem Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego
Kultura
Jan Ołdakowski: Polacy byli w powstaniu razem
Kultura
Jesienne Targi Książki w Warszawie odwołane. Organizator podał powód
Kultura
Bill Viola w Toruniu: wystawa, która porusza duszę
Reklama
Reklama