Po uroczystej gali w Gdyni zaczął się coroczny przegląd polskiego kina. Dziesiątki starannie przygotowanych sekcji i konkursów. W tym głównym, gdzie o Złote Lwy walczy 18 tytułów, wtorek przynosi pięć filmów.
Trzy z nich: „Ziarno prawdy" Borysa Lankosza, „Hiszpanka" Łukasza Barczyka i „Karbala" Krzysztofa Łukaszewicza, przeszły już przez ekrany. Dwie wtorkowe premiery to „Córki dancingu", debiut długometrażowy Agnieszki Smoczyńskiej, oraz „Letnie przesilenie" Michała Rogalskiego. Akcja obu filmów, bardzo zresztą różnych, cofa się w czasie, ale ich twórcy opowiadają o trudnych życiowych wyborach w sytuacjach ekstremalnych i w codziennym, zwyczajnym życiu.
Wydawałoby się, że II wojna światowa jest tematem wyeksploatowanym. Tyle było wielkich filmów, scen batalistycznych, obrazów okrucieństwa i śmierci, świadectw heroizmu i tchórzostwa, różnych spojrzeń na tamten czas. Ale są pytania, które wciąż warto zadawać, a odpowiedzi nie są proste, bo dawno odeszliśmy od czarno-białej wersji historii.
Michał Rogalski, autor komedii „Ostatnia akcja", który ostatnio ćwiczył rękę głównie jako reżyser seriali, w „Letnim przesileniu" pokazał wojnę z perspektywy polskiej prowincji i dwóch 17-latków – Polaka Romka i Niemca Guido ze stacjonującego we wsi oddziału.
Jest lato 1943 roku. Życie z pozoru toczy się w miarę normalnie. Tylko w pobliżu torów kolejowych miejscowi zbierają czasem rzeczy odbierane Żydom z transportów. Zdarza się też, że komuś z transportu uda się wyskoczyć. Młody Polak i młody Niemiec są do siebie podobni, podoba im się ta sama dziewczyna. W innych czasach mogliby się zaprzyjaźnić. Wojna postawiła ich po dwóch stronach barykady, zmusiła do trudnych wyborów. I do tego najważniejszego: pomóc drugiej osobie czy ratować własne życie? „Letnie przesilenie" to film tradycyjnie opowiedziany, ale przejmujący.