Zbliżający się do siedemdziesiątki Reno rozgłos zdobył przede wszystkim jako aktor Luca Bessona, bohater m.in. „Wielkiego błękitu”, „Nikity”, a przede wszystkim „Leona Zawodowca”. Mówi o nim jako o przyjacielu, ale zapytany o swoich ulubionych reżyserów wymienia Rona Howarda, Roberto Begniniego i Seana Penna.
— Oni zmienili moje życie — stwierdził. — Podobnie duże znaczenie miało dla mnie spotkanie z Tomem Hanksem. Bo to są ludzie znacznie więksi niż filmy.
Podczas rozmowy z dziennikarzami w Karlowych Warach, Reno często unikał odpowiedzi na różne pytania. Przyznał, że sam kiedyś był emigrantem, bo jego rodzina uciekła z Hiszpanii w czasach reżimu Franco do Afryki Północnej, ale o dzisiejszych uchodźcach mówić nie chciał („Nie jestem politykiem”). Kilka razy i przy innych okazjach zastrzegał się: „Nie jestem specjalistą”. Niechętnie wspominał nawet współpracę z młodziutką Natalie Portman na planie „Leona Zawodowca” odparł: „To było tak dawno... Ona miała 11 lat, ale bardzo dobrze nam się razem grało.”
Mówił o kinie jako sposobie na życie.
— Wybierając role zaglądam oczywiście do scenariusza, ale przede wszystkim sprawdzam, kto film robi. Bo ja potem z tymi ludźmi muszę potem spędzić kilka miesięcy swojego życia. Byłem na przykład bardzo szczęśliwy, gdy dostałem propozycję współpracy z Seanem Pennem. Bardzo chciałem się z nim spotkać. I nie zawiodłem się.