Czy palmę pierwszeństwa przyznać Veneto ze względu na amarone? Piemontowi za jego „królewskie" wina barolo i barbaresco? Na podium powinna się też znaleźć i Toskania. A może pójść tropem Johanna Wolfganga von Goethego, który, po półtoramiesięcznym pobycie na Sycylii wiosną 1787 roku, oznajmił: „Kto nie poznał tej ziemi, nie ma pojęcia o Włoszech"? Cóż, jestem przekonany, że bez znajomości sycylijskich trunków wybór nie byłby uczciwy.
Dlatego wyruszam dziś na Sycylię, największą wyspę Morza Śródziemnego. Dwie i pół godziny drogi wzdłuż i jakieś cztery w poprzek, z Marsali do Katanii. Przez lata burzliwej historii przez Sycylię przewinęło się wiele ludów – Fenicjanie, Grecy, Rzymianie, Bizantyjczycy, Normanowie i Hiszpanie.
Jeśli chodzi o wino, to początki uprawy winorośli na Sycylii sięgają czasów antycznych. Są tu naprawdę idealne warunki do produkowania wina – dużo słońca, mało deszczu i gleby ubogie w składniki mineralne, co, jak wiemy, doskonale wpływa na jakość owoców.
W średniowieczu, dzięki portowi w Mesynie i znającym się na interesach kupcom, sycylijskie trunki poznali mieszkańcy wschodnich rejonów Morza Śródziemnego i Afryki. Natomiast kilka lat przed wizytą Goethego na Sycylii Anglik John Woodhouse rozpoczął produkcję słodkiego i mocno alkoholowego wina marsala, które na wiele kolejnych lat stało się specjalnością i znakiem rozpoznawczym wyspy.
Ośmieleni sukcesem tutejsi winiarze zaczęli zakładać kolejne winnice. Wino popłynęło szeroką strugą, w okresie największego boomu produkowano tu niemal jedną trzecią włoskich trunków. Biorąc pod uwagę olbrzymi areał ziemi przeznaczonej pod uprawę winorośli, Sycylia zdobyła miano isola del vino, czyli „wyspy wina". Niestety, ilość nie zawsze idzie w parze z jakością, toteż sycylijskie wina sukcesywnie traciły fanów. Na szczęście opanowano sytuację, pojawili się doświadczeni i utalentowani producenci uzbrojeni w niezbędny kapitał i narzędzia rynkowe. W rezultacie jesteśmy świadkami odradzania się winiarskiego oblicza Sycylii.