Przed wiekami był to jeden z najwykwintniejszych i najdroższych specjałów na europejskich stołach. Ale dziś grzaniec nalewany do plastikowych kubków na przedświątecznych festynach i stokach narciarskich stał się częścią kulinarnej popkultury. Co przecież nie oznacza, że skoro spowszedniał, przestał smakować.
Pomijając niuanse, warianty, regionalizmy, receptura jest prosta. Na przykład, na użytek domowy, potrzebna butelka czerwonego wina (słodkiego, półsłodkiego, wytrawnego, w zasadzie bez różnicy), pomarańcza, goździki, cynamon, cukier, a jeszcze lepiej miód; wszystko połączyć w garnku, podgrzewać powoli przez kwadrans, mieszać, nie zagotować, grzaniec ma być ciepły, ale nie parzyć języka, warg, a już broń Boże przełyku. Nalewać do kubków, filiżanek, byle nie do kieliszków, bo popękają.
Starożytny rzymski gastronom Apicjusz, autor najstarszej znanej książki kucharskiej „De re coquinaria" (O sztuce gotowania), podaje recepturę grzanego wina.
Pieprz i wanilia
„Do dużego naczynia wlać dwie sestercje (ok. 1 litra) wina, podgrzewać na małym ogniu, dodawać stopniowo 15 funtów miodu, dobrze mieszając. Gdy na powierzchni pokaże się piana, zestaw naczynie z ognia i czekaj aż wystygnie. W ten sposób podgrzać i ochłodzić drugi i trzeci raz, pozostawić na cały dzień do odstania. Dodać 4 uncje pieprzu, 3 skrypule zmielonego mastyksu (wysuszona żywica drzewa Pistacia lentiscus), po jednej drachmie liścia laurowego i szafranu i pięć owoców daktyli, z których pestki należy wcześniej przypiec, a miąższ namoczyć w winie i rozetrzeć w palcach. Dodać 18 sestercji (9 litrów) wina i podgrzać. Sklaruj dodając węgiel drzewny".
Jeśli nawet nie we wszystkim, co dotyczy grzanego wina, naśladujemy starożytnych, to w jednym na pewno: Rzymianie tradycyjnie pijali je podczas święta Słońca Niezwyciężonego (Sol invictus) przypadającego 25 grudnia. Pod koniec IV wieku Kościół nakazał obchodzić w tym dniu święto Bożego Narodzenia. W ten sposób chrześcijanie kontynuują tradycję bożonarodzeniowego i w ogóle zimowego grzańca.