Nie żyje Kora. Rockowa bogini w Hadesie

Wokalistka Maanamu, poetka - przegrała walkę z nowotworem. Miała 67 lat. Występem na festiwalu opolskim w czerwcu 1980 r., który transmitowała dla milionów telewizja, zrobiła tyle samo w kulturze polskiej, co kilka miesięcy później Solidarność w życiu politycznym i społecznym Polski: rozsadziła komunizm od środka.

Aktualizacja: 29.07.2018 10:17 Publikacja: 28.07.2018 13:09

Nie żyje Kora. Rockowa bogini w Hadesie

Foto: Fotorzepa, Adam Burakowski

Wcześniej hipiska, która ze swoją grupą zamieszkiwała w 1975 r. jaskinie pierwszych chrześcijan w Grecji – od czasu występu w Opolu emanowała i prowokowała punkowym wizerunkiem. Podczas sierpniowych strajków śpiewała z Maanamem w fabryce traktorów w Ursusie.

Krakowska intelektualistka

Dla nastoletnich fanów rocka była piosenkarką, celebrytką, bohaterką skandali, może jeszcze poetką rocka - a przecież na jej biografię złożyła się cała tradycja polskiej kultury XX wieku z Galicją i Krakowem w tle. Jej mama pochodziła ze Stanisławowa, a mieszkała we Lwowa, zaś tata z Buczacza, oboje mówili z charakterystycznym zaśpiewem. Zadziornej rockowej wokalistce dało to znajomość szlagierów międzywojnia. Zaśpiewała je kilkanaście lat temu na solowej płycie „Kora Ola Ola”: przedwojenne tanga, piosenki Mieczysława Fogga, Jerzego Petersburskiego, Wandy Warskiej. Ale już przecież na drugiej płycie Maanamu „O!” wykonała przebój Kiepury "Ninon". Mało kto wiedział o co chodzi. 

Czytaj także:

Marsz Maanamu na szczyt

Tango dla matki

Z całą mocą podkreślała swój inteligencki i intelektualny status. Wychowała się na mitach greckich opisanych przez Parandowskiego - stąd jej pseudonim artystyczny. Grecka Kora, a w Rzymie Persefona - przedstawiana była jako groźna, zasiadająca u boku męża Hadesa władczyni podziemi, z pochodnią lub makiem w ręku. I była groźna, stanowcza. Potrafiła zmiażdżyć choćby spojrzeniem.

Nie obca była jej opera. Przypominała, że już jako ośmioletnia dziewczynka widziała "Otella". Wiele dało jej obcowanie z kabaretem Piwnica pod Baranami, gdzie poznała Krystynę Zachwatowicz, dojrzewanie na spektaklach Starego Teatru, Tadeusza Kantora, Krystiana Lupy, na performansach Jerzego Beresia. A także małżeństwo z Markiem Jackowskim, z którym założyła Maanam. Wcześniej grał w Anawie Marka Grechuty i tworzył Osjan, odkrywający dla Polaków muzykę etniczną. Była poetką również dlatego, że nieustannie pochłaniała książki. „Boskie Buenos” było cytatem z Cortazara. Obcowała ze środowiskiem filozofów, psychologów – pracowała również jako psychoterapeutka, kochała ciągłe dysputy o buddyzmie. Do tego dochodziła fascynacja Grecją i Indiami.

 

Cztery wódki

Tak budowała swoją nową tożsamość jako osoba silnie naznaczona trudnym dzieciństwem w domu dziecka, prowadzonym przez zakonnice. Na całe życie uwrażliwiło ją na hipokryzję i okrucieństwo ludzi Kościoła – także ze względu na przemoc, jaka ją spotkała, a i doświadczenie pedofilii, co ujawniła dekadę temu. Gdy się z nią rozmawiało, czuć było wielki żal do ludzi Kościoła, za to co robią i jacy bywają: nietolerancyjni, zamknięci. Jednocześnie wskazywała wśród swoich przewodników życiowych Jezusa. A i Sokratesa.

Właśnie w domu dziecku występowała po raz pierwszy. Grała w jasełkach, obsadzona w roli Czarnej Kredki, a więc czarnego charakteru. 

- Występowałam jako ta, która niosła Jezusowi gwoździe do ukrzyżowania – mówiła mi, kreśląc trudne relacje z zakonnicami. Podkreślała, że jej odwaga brała się z poczucia tymczasowości. Dlatego w PRL czuła się wolna duchem. 

W pierwszych koncertach Maanamu towarzyszył jej i Jackowskiemu Milo Kurtis z powojennej greckiej emigracji. Ale przełomowe było spotkanie z Johnem Porterem, który przez przypadek wylądował w Warszawie i inspirował muzyczne środowisko. Żyła muzyką, ale nie było dla niej żadnej stawki, bo nie przeszła ministerialnego egzaminu. Za występ pobierała gażę technicznego - 400 zł, równowartość czterech flaszek wódki. 

Punkowe życie

Maanam dawał młodym fanom wyzwolenie z szarości PRL, co opisywały „Szare miraże”, ale kulisy małżeńskiego życia Jackowskich przypominały piekło. Tułali się z dwójką dzieci i żyli na walizkach. Po koncertach trafiali na tak zwany dołek, gdzie późną nocą bawili się muzycy Lady Pank, TSA, Oddziału Zamkniętego, ale także cinkciarze, tajniacy, prostytutki.

Przed blokiem, gdzie mieszkała, stały tabuny fanów. 

- Pisali po ścianach słowa uwielbienia, a ja tłoczyłam się z dwójką dzieci w kilkudziesięciometrowym mieszkanku na parterze – opowiadała mi. - W końcu dozorczyni przypięła pinezkami kartony do ściany i podpisała: „Tu pisać do pani Kory". Wcześniej było jeszcze gorzej. Przecież pod koniec lat 70. mieszkaliśmy z dwójką dzieci w squacie. To był prawdziwy punk!

Rozpad Maanamu

W orwellowskim 1984 roku Maanam odmówił udziału w koncercie, którego gośćmi byli wszyscy pierwsi sekretarze krajów RWPG. Grupa została objęta zakazem występów. A jednocześnie wydawała płyty na Zachodzie i zapełniała sale w Niemczech i Holandii. 

- Graliśmy też na wielkim festiwalu Roskilde – mówiła mi. - Mieliśmy fankluby, występowaliśmy w najlepszych salach i produkcjach telewizyjnych. Te wyjazdy przywracały nam poczucie godności, bo Polsce nie było nic i nic oficjalnie nie można było kupić. Nawet pieluszek dla dzieci! W końcu padła propozycja, żebyśmy zostali w Niemczech. Za późno. Byliśmy totalnie zmęczeni. Koncertowanie było jak dragi. Wyniszczało nas. Nie umieliśmy wypoczywać. Trzeba było zawiesić działalność. Gdyby nie dzieci i konieczność zajęcia się nimi, a potem wsparcie Kamila Sipowicza, chyba bym umarła ze zmęczenia na scenie.

Róża sukcesu

Powróciła z Maanamem na początku lat 90-tych, gdy uporządkowała sprawy zespołu, w tym wydawnicze, w czym pomógł właśnie życiowy partner Kamil Sipowicz, filozof, poeta. Firma Kamiling Co wydała przełomowy album „Derwisz i Anioł", zaś „Róża" z 1994 roku sprzedała się w ponad 350 tys. egzemplarzy. 

- Te dwie płyty przyczyniły się do mojego skoku materialnego – mówiła z poczuciem stabilizacji. Poznaliśmy inną Korę. Jej wewnętrzne sprzeczności i bogactwo wyrażało się w tym, że była perfekcyjną punkową damą oraz krakowianką na warszawskich salonach. 

Stała się gwiazdą plenerowych koncertów. Ale, gdy Marek Jackowski wyprowadził się do Włoch, zbliżał się nieuchronny koniec wielkiego zespołu. Przez długie lata jego fenomen polegał na tym, że liderzy drażnili się - Kora mówiła, że małżeństwo, a potem muzyczne partnerstwo przypominało sytuację „psa w kurniku”, a jednocześnie tworzyli jak nikt inny. Ona pisała najpierw wiersze, o on potem wydobywał z nich muzykę. On był spokojny, wyciszony, odzywała się w nim natura wykształcona w ciszy mazurskich jezior i lasów, a ona dynamiczna, nawet bezwzględna, wymagająca. Chciała zmian, od muzyków żądała odpowiedniego wyglądu. I na tym tle Maanam rozpadał się. Początek końca nastąpił, gdy liderzy pozbyli się muzyków towarzyszących im od płytowego debiutu. 

- Świat się zmienia, ja się zmieniam – mówiła mi Kora. – Chciałabym mieć znowu punkowy nastrój, ale czasy, gdy jeździliśmy po Polsce dla sławy, chwały, prawie za darmo – należą do przeszłości. 

Bliżej Kresów

Temperament Kory widzieliśmy w talent-show „Must Be the Music", gdy piorunującym spojrzeniem jurorki zniszczyła młodego człowieka, gdy powiedział, że „Oprócz błękitnego nieba” to hit Golden Life, a nie Maanamu. Dała znać o sobie Kora, której w mitologii dziećmi były mściwe Erynie.

W perypetiach artystki wyrażały się też problemy naszego życia społecznego. Korę przesłuchiwała policja, gdy na adres jej willi przyszła przesyłka z trawką zaadresowane na… psa gwiazdy i Kamila. Gdyby nie status artystki afera „z psem Kory” skończyłaby się źle. Podobnie mogło być, gdy domagała się dla siebie i innych drogiego lekarstwa na nowotwór. 

Gdy wydawało się, że wszystko wraca do normy - mieszkała na Roztoczu, gdzie czuła się blisko Kresów, a więc miejsca urodzin rodziców. Zilustrowała książkę Kamila o ich zwierzakach. - Najlepiej się czuję, gdy jestem z moją rodzinę, w słońcu, kiedy patrzę na świat, gdy słucham muzyki. I gdy maluję. To jest dla mnie bezcenne. W lutym nagrała z Glacą piosenkę „Człowiek”.

Przypomniała swój wiersz „Krakowski spleen” i refren:
„Czekam na wiatr, co rozgoni
ciemne skłębione zasłony.
Stanę wtedy na raz
ze słońcem twarzą w twarz”.

Ciemne, skłębione zasłony nie dały się rozgonić. Teraz zdamy sobie do końca sprawę, jak bezcenna była dla nas twórczość i osobowość Kory. 

Wcześniej hipiska, która ze swoją grupą zamieszkiwała w 1975 r. jaskinie pierwszych chrześcijan w Grecji – od czasu występu w Opolu emanowała i prowokowała punkowym wizerunkiem. Podczas sierpniowych strajków śpiewała z Maanamem w fabryce traktorów w Ursusie.

Krakowska intelektualistka

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Kultura
60. Biennale Sztuki w Wenecji: Złoty Lew dla Australii
Kultura
Biblioteka Narodowa zakończyła modernizację Pałacu Rzeczypospolitej
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”