Stajemy wtedy zadziwieni i nie wiemy, co zrobić. Tak jak ja, gdy idąc opustoszałym Parkiem Saskim w Lublinie, usłyszałem: „Ale pojazd!". Wkoło nie było nikogo poza dwoma licealistami, mną, drzewami i sokołem... Prawdziwym sokołem, który magistrat miasta wynajął, by przepłaszał przeszkadzające w relaksie spacerowiczów gawrony.
Mój sąsiad jest ornitologiem, miałem więc jasną perspektywę: zapytałem go, co może znaczyć w slangu ornitologów – przypuszczałem, że wymieniający uwagi młodzieńcy mogli być ornitologami – ów niepokojący mnie „pojazd". Sąsiad popatrzył na mnie ze zdziwieniem, zasunął szybę samochodu i odjechał z piskiem opon. Zrobiłem z siebie idiotę, pomyślałem, i odruchowo dodałem: „Ale pojazd", wciąż nie wiedząc, co to znaczy.
Pomoc językową otrzymałem dzięki portalowi „Luźne gatki". Na pierwszym miejscu znajdowała się ikona ze zdjęciem kształtnej kobiecej pupy, akurat pozbawionej nie tylko „gatek", ale czegokolwiek. Komentarz brzmiał: „Ale pojazd", kolejny zaś „Dała do pieca hahaha", opatrzony był kilkoma emotikonami uśmiechniętych buziek.
„Powinieneś wiedzieć, o co chodzi", powiedział syn, przyłapując mnie na oglądaniu gołego tyłeczka. „Sam wiele razy pojechałeś". Otóż:
„Ale pojazd" mówimy, gdy ktoś zrobi coś przesadnie zabawnego. Tak jak lubelski magistrat w sprawie gawronów.