Jedynym autentycznym pomieszczeniem jest kaplica.
Zamek w obecnym kształcie otworzył się dla gości w 1984 roku – po ponad 40 latach nieistnienia. Swe powtórne narodziny zawdzięcza społeczeństwu. Bo choć Sejm podjął decyzję o odbudowie zamku już w 1949 roku, władze komunistyczne opóźniały wprowadzenie uchwały w czyn. Dopiero „pospolite ruszenie” pod przewodnictwem Stanisława Lorenza, dyrektora stołecznego Muzeum Narodowego, dało efekty. Budynek odbudowano wyłącznie ze składek społecznych.
Bryła zamku była gotowa w 1974 roku. Kolejną dekadę zabrało odtwarzanie wnętrz. Na szczęście w czasie okupacji muzealnicy świadomi tego, że zamkowi grozi unicestwienie, ratowali, co mogli. Wymontowano i ukryto tysiące elementów. Na ich podstawie odtworzono dawny wygląd komnat. Na dawne miejsca wróciło też pierwotne wyposażenie niektórych komnat – w tym bezcenny cykl 22 warszawskich wedut pędzla Canaletta (z lat 1767 – 1780). Mało która europejska stolica może się poszczycić taką artystyczną dokumentacją.
W ostatnich latach warszawski zamek wzbogacił się o kolejne dzieła sztuki pochodzące przede wszystkim z darowizn. Dzięki wspaniałemu gestowi Karoliny Lanckorońskiej trafiła tu kolekcja obrazów, z których kilkanaście należało ongiś do króla Stanisława Augusta. W jego kolekcji liczącej 2,5 tysiąca obiektów znajdowały się prace sygnowane przez największych światowych twórców, m.in. Rubensa, Watteau, Tycjana i Veronesego. Do niego należały również dwa znakomite portrety Rembrandta ofiarowane zamkowi przez Karolinę Lanckorońską.
Stanisław August otaczał się artystami najczęściej pochodzącymi z Włoch. Zatrudnił m.in. malarza Marcella Bacciarellego, autora wielu podobizn władcy, w tym reprezentacyjnego konterfektu Poniatowskiego w stroju koronacyjnym (z 1768 roku). Wizerunek utrzymany w późnobarokowej konwencji jest pompatyczny, ale nie idealizuje zbytnio modela.