Nie muszę wisieć przy wiecznie zajętym telefonie rejestratorki w przychodni rejonowej. Razem z całą rodziną jestem zapisana do prywatnej lecznicy‚ z lekarzami wielu specjalności‚ nowoczesnym sprzętem diagnostycznym‚ eleganckim budynkiem i niezwykle uprzejmymi recepcjonistkami.
Żeby było śmieszniej‚ centrum umawiania wizyt naszej ekstraporadni mieści się w Kielcach. W ramach outsourcingu. Rozumiem‚ że tam ludziom płaci się mniej niż w Warszawie. Dobrze, że nie jest w Indiach. Dzwonię do Kielc i umawiam się na wizytę w Warszawie.
Jeśli się uda‚ to lekarz przyjmie mnie tego samego dnia. Ostatnio udaje się rzadziej‚ bo do lecznicy zapisuje się coraz więcej firm‚ a lekarzy nie przybywa. Rozmowa jest nagrywana (dla dobra pacjentów). Przyjmie mnie bardzo wykwalifikowany i bardzo uprzejmy pan doktor (tam tylko tacy są) w eleganckim gabinecie. Odnajdzie moją kartotekę w komputerze‚ wypyta o to‚ co już jego poprzednicy pytali kilka razy i co wpisali do rejestru. On też wpisze. Zbada i przepisze leczenie.Ale kiedy przyjdę następnym razem‚ będzie już inny lekarz. Spojrzy na mnie równie uprzejmie obojętnym wzrokiem i wprowadzi dane do karty. Wpisanie zajmuje zresztą więcej czasu niż badanie. Zbada‚ przepisze‚ uśmiechnie się służbowo. Pewnie lekarstwa będą zgodne z „obowiązującymi-dzisiaj-standardami-leczenia” danej choroby. Mam nadzieję‚ że recepta nie będzie jedynie wypełnieniem życzeń firm farmaceutycznych.
I wszystko jest w zasadzie OK. Wszystko prócz jednego. Prócz kontaktu człowieka lekarza z człowiekiem pacjentem. Prócz wizyty‚ która będzie czymś więcej niż obsługą samochodu w autoryzowanym serwisie. Bo moja ekstralecznica taki właśnie autoryzowany serwis przypomina.
Był u nas w Milanówku doktor Czyżewicz‚ który ze skórzaną walizeczką przychodził‚ jak ktoś w domu był chory. Znał rodzinę‚ wiedział, co komu jest rzeczywiście‚ a kto tylko lubi chorować. Bo z doktorem Czyżewiczem naprawdę leczyć się było przyjemnie. A na dodatek mieszkał trzy domy dalej. Ale niech nie będzie to doktor Czyżewicz‚ niech będzie tylko rejonowa lekarz pediatra‚ jak kochana pani doktor Strzyczkowska z poradni D na Stegnach‚ która znała dzieci po imieniu. Nie miała komputera ani nie przechodziła szkoleń‚ jak zwracać się do pacjentów. Ale zawsze zwracała się serdecznie i uprzejmie‚ bo znała dzieci i umiała je leczyć.