Liryczną solówkę i ostre klangowanie, skomplikowane pasaże i spokojne podkłady – Wojciech Pilichowski zagra na basie wszystko. W środę jego grupa TT Band zagra w HRC.
Złośliwi często wmawiają basistom kompleks niższości: na basie strun jest przecież mniej niż w zwykłych gitarach (choć ostatnio to się zmienia), muzycy stoją na scenie zazwyczaj z tyłu, rzadko bywają liderami i nie grają solówek. A to przecież na basistach i perkusistach spoczywa budowanie fundamentu muzyki, bo jak wiadomo bez sekcji rytmicznej ani rocka, ani bluesa, ani jazzu nie ma.
Są jednak muzycy, którzy wykraczają poza ramy sekcyjnego grania na basie. Traktują ten instrument jako pełnoprawne narzędzie do tworzenia melodii, harmonii, nastroju. Takim basistą jest choćby wielki Marcus Miller. W Polsce jest trzech podobnych instrumentalistów: Tomasz „Kciuk” Jaworski, Krzysztof Ścierański i właśnie Wojciech Pilichowski (grali wspólnie z Trio Basowym).
Zanim Pilichowski stworzył własne zespoły, był znany jako muzyk sesyjny – z innymi wykonawcami nagrał kilkadziesiąt płyt. Współpracował m.in. z Edytą Górniak, Natalią Kukulską, Zbigniewem Hołdysem, Janem Borysewiczem czy Kasią Kowalską. Grał także ze znakomitymi muzykami z zagranicy: Davidem Lee Rothem, Chrisem de Burghem czy Jonathanem Moverem.
Basista ma nieprawdopodobną technikę (notabene wydał cztery podręczniki gry na basie), więc swobodnie porusza się po stylistycznych meandrach muzyki rozrywkowej. Bez kłopotu obsłuży kameralny jazzowy zespół, popową gwiazdę na festiwalowym koncercie czy rockową sekcję rytmiczną. Z własną grupą TT Band gra dynamiczną, pełną radości muzykę fussion łączącą rocka, jazz i soulową pulsację.