Zielono w głowach artystów

W tym mariażu nie chodzi tylko o efekty wizualne, ale o zwrócenie uwagi na znikającą zieleń i potrzebę oswajania przestrzeni miejskiej

Publikacja: 08.04.2008 01:07

Zielono w głowach artystów

Foto: Zachęta

Coraz bardziej zacierają się granice między architekturą a rzeźbą, między urbanistyką a sztuką konceptualną. Krytycy zaś mają trudności z przypisaniem idei jakiejś dyscyplinie, a także biedzą się nazewnictwem.

Na ostatnim Biennale Architektury w Wenecji widziałam w pawilonie japońskim domki z żywopłotów. Przywodziły na pamięć kadry z filmu „Edward Nożycoręki”. „Szałasy” były wystrzyżone z krzaków i innej roślinności w fantastyczne, ale też dobrze znane, bryły. Grzybek, pudel, świątynia. Do wyboru, do koloru (zmieniały się barwy liści).

Specjaliści od francuskich parków z XVII i XVIII wieku też potrafili tworzyć nożycami rzeźbiarskie cuda z roślinności.

Jednak dziś nie chodzi tylko o efekty wizualne. Proekologicznie zorientowani twórcy próbują ocalić naturę. Adaptują ją w dziełach, przerabiają na sztukę. Nie chodzi o architektów terenów zielonych ani projektantów ogrodów. Mam na myśli autorów szeroko pojętych sztuk wizualnych.

W wiedeńskim KunstHaus – muzeum Friedensreicha Hundertwassera wypatrzyłam makietę przedszkola. Łagodnie pofałdowany trawiasty teren z domkami jak pagórki lub igloo. Eskimoskie „szałasy” od dziesiątków lat inspirują włoskiego artystę Mario Merza. Zamiast lodu używa innych surowców. „Igloo” z gałązek przypomina ptasie gniazdo.

Mało kto pamięta, że Magdalena Abakanowicz miała architektoniczno-rzeźbiarską przygodę. Dla paryskiej dzielnicy Défence zaproponowała drzewodomy (zwane też architekturą arborealną). Formy z betonu przypominające pnie z grubymi konarami. Wewnątrz miały być nieregularnych kształtów mieszkania. Na zewnątrz mury obrośnięte zielonymi pnączami.

– Ludzie nie zawsze żyli w pokojach o prostych ścianach i kątach – autorka odpierała zarzuty o nieprzystosowanie do tego typu otoczenia. – W pieczarach, jurtach, namiotach przestrzeń wydzielają nieregularne albo łukowate ściany. Dlaczego mielibyśmy źle się czuć w drzewodomach?

Jarosław Kozakiewicz, rzeźbiarz o pokolenie młodszy, także chciał zazielenić żywą roślinnością martwy beton. Nieco ironicznie przedstawił plan ukrycia wyjątkowo paskudnego osiedla Za Żelazną Bramą w Warszawie pod zielonym płaszczem gęstych pnączy.

W ogóle Kozakiewiczowi marzy się zieleń wszechobecna w mieście. „Wieża miłości” miała być wysoką konstrukcją z przezroczystego pleksi, wewnątrz której wiłaby się trawiasta ścieżka. „Wieżom tlenowym” chciał nadać kształt zbliżony do ludzkich płuc wypełniony krzewami. „Transfer” (projekt na Biennale Architektury w Wenecji 2006) zaś byłby systemem tunelokładek pozwalającym spacerować ponad ulicami Warszawy.

Niektóre koncepcje Kozakiewicza ujrzały światło dzienne. Na Pojezierzu Łużyckim powstał amfiteatr w formie gigantycznego ludzkiego ucha. Wyrzeźbiony w terenie i obsiany trawą. Że to ucho, widać dopiero z wysokości. W Polsce Kozakiewicz podpisał umowę z władzami Poznania. W parku Drwęckich położonym nieopodal Starego Browaru ma powstać „Kurtyna ziemna” – porośnięty murawą wał odgradzający park od ruchliwej ulicy.

Z naturą od dawna jest za pan brat Teresa Murak. Niekiedy artystka obsiewa rzeżuchą pelerynę, w której paraduje, albo wielki krzyż niesiony z procesją. To znów rozpościera przed kościołem żywy zielony chodnik. Powiązania tych koncepcji z chrześcijańskimi świętami i ludowymi obrzędami są oczywiste.

W Szwecji przed 20 laty pozostawiła rzeźbę ziemną: półkoliste wgłębienie i takich samych kształtów kopułę w trawiastym plenerze.

Murak planuje niedługo w Warszawie rozsiać „Błękitną wstęgę” hyzopu i w ten sposób połączyć dzielnice Muranów i Mirów nawiązując do swojego cyklu „Dzieła lęgną się w szczelinach”.

Mirosław Maszlanko, który po studiach na ASP wyemigrował z miasta na wieś, także tworzy „rzeźby” kojarzące się z ptasimi gniazdami. Konstruuje je z traw, których źdźbła misternie wiąże na supły. Naprawdę ekologiczna robota!

O przywróceniu dobrej aury i zapewnieniu odpoczynku dla oczu marzy Joanna Rajkowska. W gęsto zabudowanej przestrzeni miejskiej stworzyła oazę natury. Jej realizacja „Dotleniacz” – staw z nenufarami przy placu Grzybowskim – dla okolicznych mieszkańców był miejscem spotkań i rekreacji. Ale „Dotleniaczowi” autorka przypisała też rolę komemoratywną: miał przypominać o warszawskim getcie.

Coraz bardziej zacierają się granice między architekturą a rzeźbą, między urbanistyką a sztuką konceptualną. Krytycy zaś mają trudności z przypisaniem idei jakiejś dyscyplinie, a także biedzą się nazewnictwem.

Na ostatnim Biennale Architektury w Wenecji widziałam w pawilonie japońskim domki z żywopłotów. Przywodziły na pamięć kadry z filmu „Edward Nożycoręki”. „Szałasy” były wystrzyżone z krzaków i innej roślinności w fantastyczne, ale też dobrze znane, bryły. Grzybek, pudel, świątynia. Do wyboru, do koloru (zmieniały się barwy liści).

Pozostało 86% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla