A niech to synekdocha, czyli kląć ładnie

Rozmowa z Michałem Rusinkiem, autorem poradnika dla dzieci „Jak przeklinać”, o tym, jak można wymyślać nowe, zabawne słowa w miejsce wyświechtanych wulgaryzmów

Publikacja: 21.05.2008 01:43

Natalka Rusinek z książką swojego taty

Natalka Rusinek z książką swojego taty

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

[b]Rz: W jakim wieku są pana dzieci?[/b]

Michał Rusinek: Natalka ma prawie dziewięć lat, Kuba cztery i pół roku.

[b]Pamięta pan ich pierwsze przekleństwa, jakieś wulgarne słowa przyniesione z ulicy?[/b]

Właściwie nie. Może były takie słowa, ale mi umknęły. Natomiast dziś ulubionym przekleństwem Natalki jest „ty dziwolągu!” i jest to bardzo deprecjonujące, przynajmniej w jej ustach. Kuba zaś ciągle wymyśla coś nowego, lubi bawić się słowami. Jego przekleństwa są jednorazowe, stworzone tylko dla danej chwili, a potem zapominane.

Pamiętam jednak pewną niezręczną sytuację. Przeprowadzaliśmy się z rodziną do nowego bloku i tam na ścianach były różne napisy, głównie wulgarne. Córka już umiała czytać i spytała: „Tato, wiem, co to znaczy d..., ale co znaczy ch...?”. Odpowiedziałem szybko, że to taki skrót. Straciła zainteresowanie. I tej wersji się trzymamy.

[b]Był pan zmieszany?[/b]

Oczywiście. Uratował mnie refleks. Tuwim i Słonimski proponowali kiedyś, żeby na dziecięce pytanie, skąd się biorą dzieci, odpowiadać szybko: „Z nadmanganianu potasu”. Gdy dorosną i przyjdą z pretensjami, że odpowiedź była nieprawdziwa, trzeba im wytłumaczyć, że źle usłyszały.

[b]Ale „a niech to synekdocha!” lub „ty ciarko przechodząca” z pana poradnika wstydu nie przyniosą.[/b]

Absolutnie nie. Polecam. Zwłaszcza synekdochę, z którą często spotykam się w mojej pracy, bo to jedna z figur retorycznych.

[b]Skąd pomysł na tę książkę?[/b]

Po pierwsze, chciałem zwrócić uwagę na przestrzeń w języku, która jest przestrzenią zakazaną. Co nie znaczy, że jest pusta. Chcąc nie chcąc, dzieci (i dorośli) wypełniają ją emocjonalnie nacechowaną treścią. Po drugie, chciałem pokazać naturalną umiejętność dzieci bawienia się językiem i wymyślania neologizmów. I stąd pomysł ostateczny: pokazać, że dziecięca zdolność może pomóc wypełnić tę zakazaną przestrzeń w języku czymś nowym, świeżym i zabawnym. A nie wyświechtanym i wulgarnym.

[b]Wie pan, że w swoim poradniku „Jak przeklinać” zastosował pan jedną z psychologicznych wskazówek, co robić, by dzieci nie przeklinały?[/b]

Zrobiłem to zupełnie intuicyjnie. Wymyślanie nowych słów w miejsce powszechnych wulgaryzmów uznałem za oczywisty chwyt wychowawczy. Nie ma bowiem nic gorszego niż zakaz.

[b]Opisał pan tu dziecięcy świat, który jest czasem trudny, nerwowy...[/b]

Mam tego świadomość. Ale czy dzieciństwo to rzeczywiście taka idealna kraina? Tłumaczyłem na język polski tomiki wierszy „Kiedy byliśmy bardzo młodzi” i „Mamy już sześć lat” Alana Milne’a – twórcy „Kubusia Puchatka”. To dziwne wiersze. Z jednej strony dla dzieci. Ale z drugiej pokazują, że niemal każde tzw. szczęśliwe dzieciństwo sprzyja rodzeniu się samotności dziecka w świecie dorosłych. Przy tłumaczeniu sięgałem do wspomnień Christophera Robina, syna Milne’a, który był pierwowzorem Krzysia w „Chatce Puchatka”. Przyznawał on, że ojciec, choć pisał tak świetne książki dla dzieci, w ogóle go nie rozumiał i nie miał z nim dobrego kontaktu. Robin dopiero jako dorosły człowiek po przeczytaniu poezji ojca zobaczył, że Milne jednak doskonale go rozumiał, tyle że nie umiał tego okazać. Nie chcę się tu porównywać do Milne’a. Chciałem jednak, tak jak on, opisać wyimek dziecięcego świata bez idealizowania go. Współautorka książki – ilustratorka Joanna Olech, zamierzała stworzyć równie realistyczne postaci. Zatrudniła małych modeli i prosiła ich o robienie rozzłoszczonych min, które wiernie odrysowywała. Wyszła galeria małych, wściekłych potworów! Dorysowała więc trochę uśmiechniętych buzi, by nie było tak ponuro.

[b]Ile dziecięcych przekleństw w poradniku jest prawdziwych? Nie wszystkie sam pan wymyślił, niektóre podesłali internauci.[/b]

Niemal wszystkie są prawdziwe. W pamięci każdej rodziny są takie słowa, którymi dziecko kiedyś zaskakiwało. Neologizmy albo zabawnie przekręcone słowa czy frazy. Napisałem więc e-mail do znajomych z prośbą o takie słowa, które były wykorzystywane w funkcji przekleństw. Najwięcej ciekawych wyrażeń otrzymałem od dzieci pisarzy i poetów. Nie twierdzę, że są bardziej twórcze niż dzieci osób innych zawodów. To raczej ich rodzice mają na słowa lepiej wyostrzone ucho. Dostałem kilkaset przekleństw dziecięcych z całej Polski.

[b] Były wśród nich jakieś szczególnie zabawne?[/b]

Wiele było po prostu zwykłym przekręceniem dorosłych wyrażeń, choć i tu zdarzały się śmieszne, np. „Do stu Toruniów!”. Lubię też te czysto absurdalne: „A niech cię wąż kopnie!” – bo niby czym miałby to zrobić? I urokliwe przesunięcie: „A niech cię czar pryśnie!”.

[b] Klnie pan czasem?[/b]

O tak! Wychodzi ze mnie zwierzę, gdy prowadzę samochód i współużytkownicy dróg wykazują się bezmyślnością.

[b]Cedzi pan wtedy jakieś znane przekleństwo czy rzuca neologizmem?[/b]

Głównie warczę, wykorzystując głoskę „r” obecną w wielu rodzimych frazach. Niestety. Ale staram się uważać, żeby nikt nie słyszał.

rozmawiała Monika Janusz-Lorkowska

[i]Poradnik „Jak przeklinać” dziś ukazał się w księgarniach[/i]

[ramka]dr Michał Rusinek

sylwetka

Ma 36 lat. Jest literaturoznawcą, tłumaczem, sekretarzem Wisławy Szymborskiej, pisarzem – autorem m.in. „Retoryki podręcznej. Czyli jak wnikliwie słuchać i przekonująco mówić”, „Prowincjonalnych zagadek kryminalnych”, „Limeryków”.

Pracuje w Katedrze Teorii Literatury na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. [/ramka]

[ramka]dr Barbara Arska-Karyłowska, psycholog dziecięcy, wykładowca w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej

Dzieci klęły i będą kląć od czasu do czasu w każdej grupie wiekowej, to w ich rozwoju naturalne. Zadaniem rodziny jest dbanie o to, by wulgaryzmy nie stały się dla nich normą, nie weszły im w językowy nawyk.

Skąd się przekleństwa w słowniku dziecka biorą? Cztero-, pięciolatki po prostu eksperymentują z językiem. Lubią słowa obco brzmiące, trudne, to je fascynuje. Jeśli w rodzinnym domu się nie przeklina, tym chętniej przynoszą brzydkie słowa z ulicy, bo są dla nich atrakcyjne właśnie dlatego, że w domu nieużywane i zabronione.

Jak wyplenić brzydkie słowa z ich języka? Wiele zależy od reakcji rodziców i najbliższych. Pierwszą i najlepszą reakcją na pojawienie się słów wulgarnych jest ignorancja. Okazanie maluchowi, że jego przeklinanie nie robi na nas wrażenia, powinno skutecznie zniechęcić go do używania brzydkich słów. Jeśli zaś będziemy reagować gwałtownie, bądź – co często się zdarza – śmiechem, dziecko zobaczy, że dzięki przeklinaniu może skutecznie skoncentrować na sobie uwagę. W momencie gdy do takiej sytuacji dojdzie, nie pozostaje nic innego, jak skorzystać ze stosowanego również przy innych problemach wychowawczych systemu kar i nagród. Można nagradzać dziecko za to, że przez cały dzień, weekend nie użyło brzydkiego słowa, lub – jak w książce „Kamilka mówi brzydkie słowa” Aline Petigny – zaproponować mu, by za każdym razem, gdy chce przekląć, wychodziło do łazienki. Dobrze jest też bawić się z najmłodszymi w wymyślanie przekleństw zastępczych, nieprawdziwych, typu motyla noga, które istnieć będą tylko w ich rodzinie.

Eksperymentowanie nie jest natomiast powodem przeklinania u dzieci w wieku wczesnoszkolnym. Tu wulgaryzmy w języku to już typowe naśladownictwo. Najtrudniejsza sytuacja jest wtedy, gdy w klasie, szkole, na estradzie przeklinają osoby, które dzieciom w tym wieku imponują, są dla nich jakimś, chociażby towarzyskim, autorytetem. Podobnie rzecz ma się z przekleństwami w języku nastolatków. One klną, bo pragną być akceptowane w danej grupie, gdy nie chcą być wyrzucone poza jakiś towarzyski nawias. W takiej sytuacji musimy próbować rozmawiać, tłumaczyć np., że nadużywanie wulgaryzmów osłabia ich wydźwięk. Także oświadczać „większość ludzi nie lubi wysłuchiwać takich słów, ja także”. Być może w ten sposób uda się wprowadzić zasadę nieprzeklinania przynajmniej w rodzinnym domu.

Tak zwany kulturalny dom, elokwencja i dobre wychowanie rodziców nie daje dziś bowiem gwarancji, że młodzież nie będzie przeklinała. Bardzo często słyszę, jak moi studenci rozmawiają między sobą na korytarzach uczelni. Ich język jest bardzo wulgarny, wręcz rynsztokowy. Chłopcy klną w towarzystwie dziewczyn, co kiedyś było nie do pomyślenia. Nie wierzę, że wynieśli to z domu. Przeklinanie jest dziś po prostu pewną modą. Ma przyzwolenie społecznie, a wśród młodych staje się niestety normą. [/ramka]

[i]Michał Rusinek, Jak przeklinać, Poradnik dla dzieci, Znak, Kraków 2008[/i]

[b]Rz: W jakim wieku są pana dzieci?[/b]

Michał Rusinek: Natalka ma prawie dziewięć lat, Kuba cztery i pół roku.

Pozostało 99% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla