Otwarta niedawno w Warszawie restauracja Porta 13 jako pierwsza w Polsce wprowadziła do swojej karty dania ze znakiem bio. Jacek Szczepański, szef kuchni pokazywał, jak robi barszcz na zakwasie z ekologicznych buraków i wiśni, dał mi też spróbować tego z warzyw produkowanych metodą konwencjonalną. Różnica była wyczuwalna – na korzyść bio oczywiście.
Jedliśmy sery Wołoskie, wołowinę od producentów ze zrzeszenia Łąki Nadbużańskie i ziemniaki okraszone ekologiczną słoniną (20 zł za kg!). Takie jedzenie jest pyszne i zdrowe, ale kosztuje fortunę.
Certyfikowane produkty ekologiczne pojawiają się w menu m.in. warszawskich restauracji La Rotisserie, Kom, Fusion, Centrum Wina czy wegetariańskich barów. Organizacja Slow Food objęła patronatem restaurację Romantyczna w Ośrodku Ireny Eris we Wzgórzach Dylewskich. Coraz więcej restauracyjnych kuchni przestawia się na rzetelne, naturalne gotowanie. A rodzime i tradycyjne specjały – wiejskie masło, domowe wędliny, przetwory i hodowane na podwórku kurczaki – serwują nieprzerwanie od lat gospodarstwa agroturystyczne i wiejskie gospody. Przetrwał u nas tradycyjny smak, choć systemy kontroli jakości wciąż są niedoskonałe i nie obejmują zbiorowego żywienia.
USDA, amerykański Departament Rolnictwa, przyznał w tym roku certyfikat w stu procentach ekologicznej restauracji Gusto Organics w Nowym Jorku. Nie tylko wszystkie używane w niej produkty mają certyfikaty, ale też wszystkie formy przetwarzania i przechowywania żywności są zgodne z ekologią. W Gusto używa się energii słonecznej i wiatrowej, kompostu, segreguje odpady, oszczędza wodę i daje gościom jedzenie na wynos w biodegradowalnych pojemnikach.
Romantycznie byłoby, aby pierwszą restaurację ze znakiem „bio” założyli u nas pasjonaci ekologii i slow foodu, znawcy polskich lokalnych dóbr, najlepiej posiadający własne gospodarstwo z certyfikatem. Tak się nie stało.