Na farmie nie używa się żadnej chemii. Nawozi się tylko naturalnym kompostem. Warzywa zbierane są ręcznie i tego samego lub następnego dnia pakowane do paczek, które rozwozi się bezpośrednio do odbiorców. Nie ma pośrednika, skupu ani hurtowni. Chodzi o to, żeby zminimalizować transport żywności. Nie używa się także foliowych torebek, tylko biodegradowalnej folii do pakowania warzyw. Kartony, butelki, opakowania są reutylizowane. Farma ma atest Soil Association, która skupia producentów żywności organicznej (ekologicznej, jak się w Polsce mówi), tak jak u nas np. Ekoland. Duchy Home Farm posiada także własny certyfikat, jeszcze bardziej restrykcyjny niż Soil Association. Jest także inne podejście do natury. Kiedy drzewo rośnie na środku pola, nie wycina się go, tylko zostawia. Dba się o krajobraz, żeby pozostał naturalny. Żywopłoty i kamienne murki oddzielające działki, naturalny element angielskiego krajobrazu, są pielęgnowane i konserwowane.
A opryski? Też są naturalne?
Opryski są naturalne, z koncentratu czosnku, który odstrasza owady, na przykład muszki marchewkowe. Dużym problemem są borsuki, które zarażają krowy chorobami, a są pod ochroną.
Na czym polegała twoja praca?
Przeważnie pieliłem. Chwasty to główny problem. Pod fasolą, cebulą, burakami, pasternakiem. Służy do tego specjalne urządzenie, rodzaj motyki na kiju. Ale jak chwasty są blisko rośliny, można je wypielić tylko ręcznie. Pakowałem także warzywa na sprzedaż, wykonywałem prace pomocnicze, na przykład robiłem kijki do fasoli, pomagałem w warsztacie. Rano karmiłem świnie.
Co się dzieje z produktami z farmy? Musi tego być sporo.