Zacznie się, jak w scenariuszu Hitchcocka, od trzęsienia ziemi, czyli występu supergwiazdy – Ornette’a Colemana. Sylwetka artysty i jego zasługi dla światowego jazzu – obok. O Colemanie opowiada także Tomasz Stańko, dyrektor artystyczny Jesieni, zdradzając przy tym, że słynny saksofonista jest jego „wielkim duchowym guru oraz pierwszą i największą inspiracją”.
W jesiennych klimatach utrzymają publiczność następni goście. Saksofonista John Surman i organista Howard Moody zagrają muzykę ze swojego albumu „Rain on the Window”. To dzięki nim żadna pogoda nie będzie tej Jesieni w Bielsku-Białej straszna.
Muzyka powróci po dwutygodniowej przerwie. Tę część imprezy rozpocznie sam jej szef, Tomasz Stańko. Wraz z Andrzejem Smolikiem przypomną dawną pytę trębacza „Peyotl Witkacy”, a w aurę Witkacowskich niepokojów wprowadzi słuchających głos Marka Walczewskiego.
Natomiast Tunezyjczyk Anouar Brahem, który po raz pierwszy odwiedzi Polskę ze swoim triem, zaproponuje rzecz pozornie niemożliwą – muzyczne wspólbrzmienie świata Orientu i Zachodu, Arabii i Europy. A wszystko to za sprawą niezwykłego instrumentu – arabskiej lutni zwanej oud, na której Brahem dokonuje cudów. W tej samej odsłonie Jesieni dojdzie do połączenia południowoamerykańskiej tradycji z europejską muzyką kameralna. Dokonają tego grający na bandeonie Argentyńczyk Dino Saluzzi oraz wiolonczelistka Anja Lechner. Ich album „Ojos Negros”, z którego utwory usłyszymy, podobno można nazwać tangiem...
Nie sposób opisać wszystkich występujących, a będzie jeszcze mieszkający od lat w USA, a obecnie we Włoszech, czeski superbasista Miroslav Vitous czy świetna wokalistka Norma Winstone wyczytujaca z melodii to, co najcenniejsze.