Brazylijczyk dobrze jest znany warszawskiej publiczności. Na kolejne, czwartkowe spotkanie z nią wybrał utwór o romantycznym klimacie: koncert a-moll Griega. Zagrał go znakomicie, wyważając proporcje, delikatność łącząc z mocą brzmienia.
Nelson Freire nigdy nie stara się olśnić błyskotliwymi efektami. Nad wirtuozowski popis przekłada mądre, wnikliwe odczytanie utworu, dlatego jego interpretacji słucha się z takim zainteresowaniem, a każdy kontakt z jego sztuką sprawia dużo przyjemności. Do stylu tego pianisty dostosował się Tugan Sokhiev dyrygujący Orchestre National de Toulouse. Pod jego batutą w koncercie Griega była niezbędna dawka patosu, ale bez zbędnych przerysowań.
Kiedy Freire wchodzi na estradę, wydaje się być starszy niż jest (ma 64 lata). Ale przy fortepianie młodnieje, widać, że muzyka wciąż sprawia mu przyjemność. Dlatego szybko dodał do występu dwa bisy: adagio z „Orfeusza i Eurydyki” Glucka oraz utwór Debussy’ego. Oba urzekały cudowną subtelnością.
Urodzony w północnej Osetii Tugan Sokhiev, który niedawno został szefem orkiestry z Tuluzy, jest całkowitym przeciwieństwem Nelsona Freire. Na estradzie to sam żywioł, ale też ma ponad 30 lat mniej od niego. Może dlatego tak dobrze czuł się w „Symfonii fantastycznej”.
Młodzieńczy utwór Berlioza to kaskada muzycznych pomysłów, istna erupcja uczuć i namiętności. Sokhiev poprowadził go brawuro, ale chęć zabłyśnięcia przed słuchaczami chwilami dominowała nad dyscypliną. Kiedy jednak ma się do dyspozycji taki zespół, można sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa. A francuscy muzycy sprostali każdemu poleceniu dyrygenta. Mnie jednak bardziej przypadł do gustu skromny utwór Messiaena „Zapomniane ofiary”, pełen religijnego skupienia i bolesnej lamentacji.