Powstrzymywała się od zakupów przez cały rok. Postanowiła, że jeżeli będzie potrzebowała czegoś absolutnie niezbędnego, pożyczy albo kupi używane. Będzie się zaopatrywać jedynie w żywność, leki, płyn do zmywania, środki do podstawowej higieny. Wyrzeknie się nawet książek i prasy. Zrobiła jednak wyjątek. Gdy okazało się, że jej dzieci (cztery i pięć lat) wyrosły ze swoich starych łóżeczek, kupiła nowe.
[srodtytul]Dość nadkonsumpcji[/srodtytul]
Po roku Gramming zwierzała się, że najtrudniejsze było dla niej przejście obok sklepów w dzień wypłaty. Decyzja przełożyła się też na jej styl życia. Spotkania z przyjaciółmi, z którymi często umawiała się w restauracjach i kawiarniach, bez zamawiania czegokolwiek bywały jednak męczące. Ten rok życia zaowocował książką pod prowokującym tytułem „Nie kupuj tej książki”, która stanowi formę protestu przeciwko bezmyślnemu gromadzeniu.
– Kupujemy rzeczy tylko dlatego, że one istnieją, nie mając świadomości, czy rzeczywiście ich potrzebujemy – tłumaczy Ann-Christine. Mimo tytułu chciałaby, by jej książkę kupiło wiele osób. – Choć – jak stwierdza – będzie równie dobrze, jeśli ludzie ją pożyczą w bibliotece lub złożą się z przyjaciółmi na wspólny egzemplarz.
– Długo już żyliśmy konsumując, a wręcz nadkonsumując – mówi „Rz” ekspert od trendów i designu Stefan Nilsson. – Mamy już dość tytułów z gazet: „Tych dziesięć rzeczy musisz kupić do swojej sypialni zimą”. Wkraczamy poza tym w okres niskiej koniunktury.