Zmarły w sobotę Jorn Utzon‚ 90-letni duński architekt‚ przeszedł do historii jako twórca gmachu opery w Sydney, słynącej m.in. z… fatalnej akustyki. Ten niezwykły budynek‚ niezwykle nowatorski w latach 60.‚ kiedy powstawał‚ do dziś zadziwia swą konstrukcją. Jest równie łatwo rozpoznawany jak np. filia Guggehheim Museum w Bilbao‚ cztery wieże paryskiej Bibliotheque National czy centrala Lloyd’s w Londynie – należy do ikon współczesnej architektury.

Utzon‚ którego sukces przetarł duńskim projektantom drogę na światowe rynki‚ wygrał zorganizowany w 1957 r. konkurs na budynek opery dzięki uporowi Eero Saarinena‚ słynnego fińskiego architekta i jednego z jurorów w Sydney. Uznał on wstępne szkice Utzona za „genialne” i uparł się‚ że innego wyboru nie zaakceptuje‚ mimo iż realizacja była wielką niewiadomą – Utzon wzorował się na cząstkach pomarańczy. Tak mówił, choć przyznawał, że zainspirowały go żaglówki na zatoce, muszle na plaży… Realizację wstrzymywali politycy‚ zarzucając architektowi przekroczenie budżetu; spóźnienie (gmach oddany oficjalnie został w 1993 r.) sprawiło‚ że koszty wzrosły o 1400 procent. Utzon zrezygnował z prowadzenia zespołu w 1968 r.‚ gdy australijski inwestor (rząd) przestał mu płacić‚ wrócił do Danii i nigdy już nie przyjechał do Sydney.

Nie skarżył się na brak zamówień – budował dla Iranu i w Kuwejcie‚ projektował wiele w Skandynawii i w rodzinnej Danii. Jego filozofią było poszanowanie i wykorzystanie natury – fascynowało go budownictwo tradycyjne‚ uważał‚ że konstrukcja i zasady stawiania budowli w Turcji czy w Chinach są głęboko przemyślane i praktyczne. Jego własny dom na Majorce‚ Can Feliz zbudowany w 1994 r.‚ był idealnie wtopiony w otoczenie‚ otwarty‚ pełen światła‚ równocześnie chroniący przed oślepiającym słońcem.

Utzon otrzymał m.in. najwyższe odznaczenia australijskie (Sydney Opera House wpisano w ub. roku na Listę Światowego Dziedzictwa)‚ medal Alvara Aalto i nagrodę Pritzkera (2003 r.)‚ najwyższe wyróżnienie architektoniczne. Zmarł na zawał serca w Kopenhadze.