Rówieśnicy często przekazują sobie wiedzę praktyczną. Głównie słownie, z komentarzami w podwórkowej francuszczyźnie. Tak było jak świat światem i nie ma co się oburzać. Gdy widzą, że Adam uwiódł, rozkochał i porzucił Ewę – wyciągają wnioski dla siebie na przyszłość.
Lubię, gdy moi synowie opowiadają sobie o kobietach. Oswajają temat, obserwują. Zwracam uwagę, jak o nich mówią i czy chciałabym być ich słowami opisywana. Ale chłopcy w ogóle mało mówią.
W szkole dzieci powinny poznawać fizjologię i psychologię człowieka. Tej wiedzy dom często nie posiada w nadmiarze. Wolałabym nie być przepytywana przez moich trzech synów ani z owulacji, ani ze szczegółów porodu. To pozostawiam szkole i książkom. Na pytanie, skąd się biorą dzieci, zawsze chłopcom mówiłam, że z miłości rodziców. A niechciane ciąże i kłopoty biorą się – z głupoty, czasem przemocy.
Dom powinien odegrać najważniejszą rolę w edukacji seksualnej dzieci. To tu uczą się relacji, rozpoznawania emocji, analizowania życiowych wyborów, szacunku do siebie i innych. Z tego wynika odpowiedzialność.
Dom ma obowiązek dać dzieciom zapał do życia i poczucie równowagi, gdyby zdarzyło im się stanąć nad życiową przepaścią.