Kawior, wobła i „Komsomolskaja Prawda”

Kiedy tylko jestem w Rosji, na Ukrainie czy w republikach bałtyckich, zakupy robię wyłącznie na bazarach.

Publikacja: 17.01.2009 00:45

W Moskwie jest ich kilka, mój ulubiony to Jermak na ulicy Nizinskiej, w Rydze Rynek Centralny. Ale najbardziej lubię robić zakupy na kijowskiej Besarabce. Zrobiło się tu niestety drogo, ale nie potrafię sobie odmówić tej frajdy. Płacę za towar pierwszorzędnej jakości, ale też za rozmowy ze sprzedawcami, zapachy i bilet do gastronomicznego teatru.

Gruzini, Ormianie, Kazachowie, Rosjanie, Białorusini. Tutaj nie widać żadnych konfliktów między byłymi republikami.

Sało (suszona słonina obsypana ziołami lub papryką) najlepsze jest na prawo od głównego wejścia, tego przy bankomacie, z którego lepiej nie korzystać, bo towarzystwo bywa tam szemrane. Na Besarabkę zawsze idę z dwoma litrowymi słoikami. Do pierwszego Masza ładuje drewnianą łyżką czarny kawior. Broń Boże nie dociska zawartości. Mówi tylko, żebym szybciutko poszła „na nabiał” i tam u pani w chustce kupiła masło potrzebne do dopełnienia słoika. Tylko tak zapakowany świeży kawior wytrzyma kilkugodzinny transport. Pani w chustce ma jeszcze śmietanę w kolorze... masła. Na to idzie drugi słoik. Potem wracam do Maszy i płacę.

Do przyjaciół z zaproszeniem na ucztę dzwonię zazwyczaj jeszcze z Kijowa. Samolot ląduje w Warszawie, a rodzina w domu wstawia do pieca kartofle w mundurkach. A potem tak, jak to robią Ukraińcy i Rosjanie. Misce kawioru towarzyszą drobniutko posiekane jajka i cebula. Oddzielnie śmietana i „przykrywkowe” masło, które pięknie rozpływa się na gorących kartoflach. Na początku wszyscy mieszają składniki. Słoność kawioru łączy się ze słodyczą cebuli, neutralnym smakiem jajka i jedwabistą konsystencją śmietany. Kawior przyciśnięty do podniebienia pęka, cebulka chrupie, jajko oszukuje, że jest twarde. Pod koniec uczty goście, cicho pojękując, już niespecjalnie rozmowni, łyżeczką wyjadają kawior z miski. Jeśli nie posprzątam ze stołu w odpowiednim momencie, w misce nie zostaje już nic. A na pytanie: kto chce deser, odpowiadają mi tylko zbolałe spojrzenia. A przecież przytaszczyłam jeszcze z Kijowa czarny chleb i konfitury z leśnych poziomek. To zbyt duża pokusa.

Inna potrawa prosto z bliskiego wschodniego bazaru to wobła. Suszona ryba doskonała z piwem. Sąsiad Rosjanin kiedyś w wielkiej tajemnicy powiedział, że wieczorem coś przyniesie. Wyglądało jak suche, lekko nadpsute płotki. Zawinięte w „Komsomolską Prawdę”. Chciałam przełożyć je na talerz. – Nie waż się. Wobłę je się z gazety – warknął. I z nabożeństwem zegarmistrza zaczął odrywać mięso od ości, układając kawalątka na papierze. Delikatnie spróbowałam. Łyk piwa. Od tego łatwo się uzależnić. Po latach spytałam go, co takiego jest w woble, że na gazecie najlepiej smakuje, pękał ze śmiechu. – Może świadomość – odpowiedział – że nie trzeba potem zmywać talerzy.

Ale w Polsce „komsomołka” to produkt luksusowy. Kupuję ją czasem w hotelu Marriott.

W Moskwie jest ich kilka, mój ulubiony to Jermak na ulicy Nizinskiej, w Rydze Rynek Centralny. Ale najbardziej lubię robić zakupy na kijowskiej Besarabce. Zrobiło się tu niestety drogo, ale nie potrafię sobie odmówić tej frajdy. Płacę za towar pierwszorzędnej jakości, ale też za rozmowy ze sprzedawcami, zapachy i bilet do gastronomicznego teatru.

Gruzini, Ormianie, Kazachowie, Rosjanie, Białorusini. Tutaj nie widać żadnych konfliktów między byłymi republikami.

Pozostało 85% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla