Czy jadał pan wieloryba? No chyba

Islandzki rarytas. Można uznać, że to poważny jubileusz: od 20 lat ten sam waleń, zakazany w gastronomii, podawany jest w postaci słynnych steków. Zdecydowała o tym historia

Publikacja: 21.03.2009 00:52

Stek wielorybi w sosie pieprzowym

Stek wielorybi w sosie pieprzowym

Foto: materiały prasowe

Red

To raczej jedyne miejsce na świecie, gdzie nawet zagorzały greenpeace’owiec nie powinien poczuć wyrzutów sumienia.

[srodtytul]Goście nie z przypadku[/srodtytul]

W Rejkiawiku w restauracji Prír Frakkar (Trzy Fraki), najbardziej liczącej się wśród oferujących dania z ryb i owoców morza, w karcie jest również jedna potrawa mięsna.

Prír Frakkar należy do uznanego tradycjonalisty wśród najlepszych kuchmistrzów wyspy – Úlfara Eysteinsona. Jego lokal znajduje się blisko centrum, ale prowadzi do niego dość stroma droga. Poza znawcami rzadko zagląda tu gość z przypadku. Najczęściej musi się obejść smakiem, ponieważ 42 miejsca – pomimo sławetnych konsekwencji obecnego kryzysu na wyspie – są z reguły zajęte. Pomieszczenie jest małe, a krzesła najmniej wygodne, jakie można sobie w takim miejscu wyobrazić.

Úlfar Eysteinson wie jednak, że Islandczycy cenią sobie popularne również w Polsce powiedzenie: przez żołądek do serca. W jego restauracji produkty są najwyższej jakości. Wszyscy, którzy mają ochotę na owoce morza – garnele czy muszle – dostaną na talerzu zawsze najświeższe. Jednak ponad wszystko liczy się tu ryba.

Ale ten, kto w restauracjach z zamiłowaniem przegląda karty menu, w rubryce “Mięsna specjalność dnia” zatrzyma wzrok na dłużej. Widnieje tu nazwa: Hvalkjöts piparsteik me piparsósu, czyli po polsku: stek wielorybi w sosie pieprzowym! Zdziwienie jest jak najbardziej na miejscu i tak reaguje większość klientów, którzy odkrywają to danie. Niektórzy z oburzeniem wstają od stołu i z szurnięciem krzeseł i trzaskiem drzwi opuszczają lokal. Wykrzykują przy tym w różnych językach coś o barbarzyńcach i w mniej lub bardziej zrozumiałym angielskim, że miejscem tych pięknych ssaków jest morze, na pewno nie talerz. To prawda, choć w tym przypadku eskalacja uczuć jest nieuzasadniona.

[srodtytul]Muzeum podniebienia[/srodtytul]

Tajemnica steka tkwi bowiem w jego… wieku. W 1989 r. w Islandii wprowadzono zakaz połowów wielorybów. Ostatnie 40 ton mięsa z tego roku miało zostać sprzedanych do Niemiec. Kiedy statek zawinął do Hamburga, aktywiści Greenpeace’u zablokowali rozładowanie frachtowca aż do dnia wprowadzenia moratorium.

Wtedy osławiony perfekcjonizm i przywiązanie do porządku naszych sąsiadów zaowocowały jedynym możliwym rozwiązaniem: statek razem z niewygodnym towarem odesłano “do domu”. Rząd Islandii, nie wiedząc, co zrobić z taką górą mięsa, podarował ją jedynemu człowiekowi, który był w stanie znaleźć godne wyjście z sytuacji – Úlfarowi Eysteinsonowi. Jako jedyny na wyspie otrzymał zezwolenie na serwowanie potraw z wieloryba, ale tylko tak długo, jak długo zapas się nie wyczerpie. Tym samym jego Prír Frakkar stało się swego rodzaju muzeum podniebienia.

[srodtytul]Egalitarnie[/srodtytul]

Jak smakuje taki prastary specjał? – Tak samo jak w dniu połowu – twierdzi szef kuchni Stefán Byngar. Nowoczesne techniki próżniowego zamrażania sprawiają, że jest to możliwe. Wszystko, co pochodzi z takiego zamrażalnika, może być spożywane bez zastrzeżeń, dlatego Eysteinson oferuje również – co podobno jest największym przysmakiem – sushi z wieloryba. Mięso tak podane, twierdzą znawcy, przewyższa intensywnością smaku tuńczyka błękitnopłetwego, który uchodzi za najlepszą rybę do sushi. Mięso w steku ponoć nieco traci przez przyrządzenie.

Można by sądzić, że Úlfar Eysteinson zbił na wielorybie majątek. Ma już tylko jedną trzecią zapasu, tygodniowo przyrządza ok. 30 kg. Ale tak nie jest. Stek należy do najtańszych potraw w menu (3690 koron islandzkich, ok. 110 zł za porcję). Dlaczego? Bo Eysteison uważa, że każdy powinien mieć szansę spróbowania czegoś, czego najpewniej nigdy więcej w życiu na talerzu nie zobaczy.

[srodtytul]Na zdrowie![/srodtytul]

Komu sumienie mimo wszystko nie pozwala na degustację, znajdzie w Prír Frakkar wiele innych tradycyjnych smakołyków islandzkich.

Kuchnia wyspiarzy kieruje się zasadą: w prostocie dania tkwi najlepszy smak. Wyróżniają ją od innych europejskich kuchni metody konserwowania. Zarówno ryby, jak i mięso są suszone na powietrzu lub marynowane na przykład… w kwaśnym mleku. Ulubioną przekąską przed telewizorem jest suszona ryba na chlebie z masłem. U Úlfara jej się nie znajdzie, w innych restauracjach też.

Jest za to wątłusz (dorsz) jak za najlepszych czasów, kiedy Islandczycy poławiali go tonami, solili i wysyłali na kontynent, głównie do Portugalii. W Prír Frakkar wątłusz przed podaniem leżakuje kilka godzin w wodzie, co czyni go delikatniejszym. Na talerzu ląduje w sosie pomidorowym. Natomiast poza stolicą co niektóra wierna tradycji pani domu poda go z ziemniakami, masłem i chlebem.

Wypada już tylko dodać: Ver?i ?ér a? gó?u! (smacznego!). Tak naprawdę Islandczycy nie mają odpowiednika naszego “smacznego”. Kiedy wszyscy siedzą przy stole, osoba, która przygotowała potrawy, mówi coś w rodzaju “proszę się częstować”. I są to jedyne słowa przed jedzeniem. Gdy po posiłku dziękuje się za niego, otrzymuje się w odpowiedzi właśnie Ver?i ?ér a? gó?u!, co można przetłumaczyć: “oby ci wyszło na zdrowie!”.

To raczej jedyne miejsce na świecie, gdzie nawet zagorzały greenpeace’owiec nie powinien poczuć wyrzutów sumienia.

[srodtytul]Goście nie z przypadku[/srodtytul]

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla