[srodtytul]Małże Cahue’ów[/srodtytul]
Jedną z 250 koncesji na hodowlę ostryg, rozdzielonych pomiędzy 50 małych firm, od trzech generacji posiada rodzina Cahue’ów. Ich ostrygi dorastają w zatoce Mont St. Michel, głęboko pod powierzchnią morza. Cahue’owie dodatkowo dysponują specjalnymi basenami z wodą morską, które są podręcznym magazynem małży. Firmę prowadzą Philippe i Chantelle, małżeństwo, jednak od razu widać, że to pani Cahue jest szefem.
– Nie planowałam akurat takiego interesu, tak po prostu wyszło – opowiada Chantelle Cahue. Świeżo po ślubie, mając 19 lat, wyprowadziła się z mężem do Paryża, gdzie Philippe Cahue pracował w Thompsonie jako inżynier. Wytrzymali w stolicy sześć lat. Tęsknili za bretońskim powietrzem. – Wróciliśmy, licząc na dobrą pracę, ale tak naprawdę nie było żadnej. Moja teściowa miała hodowlę ostryg, dołączyliśmy do niej – wspomina Chantelle. – Nie zdawałam sobie sprawy, że jest przy tym tyle roboty. Gdyby mi to ktoś wtedy powiedział, dałabym sobie spokój – dodaje z cierpkim uśmiechem.
Chantelle jest odpowiedzialna za działalność firmy – jak to nazywa – od strony lądu. Wczesnym rankiem jedzie do centrum, na szkielet straganu naciąga brezent, następnie wraca do domu i przywozi świeżą partię ostryg, które sprzedaje jedna z pracownic. Małże można trzymać do dziesięciu dni w skorupach, w których wciąż pozostają żywe. Jednak świeżo wyciągnięte z wody smakują najlepiej i właśnie takie oferują Cahue’owie.
[srodtytul]Odpływ i żniwa[/srodtytul]
W firmie pracuje również ich syn Yoann. Z wykształcenia jest kucharzem. Czasami wieczorem, kiedy wszyscy padają ze zmęczenia po kolejnym dniu pracy, przygotowuje szybkie danie, naturalnie bretońskie, ale bez ostryg, z szynką na wierzchu. – Cancale to nie tylko ostrygi! – mówi, śmiejąc się głośno. – To również nasza miejscowa odmiana galettes.