Marcel Wanders, Tom Dixon czy Philippe Starck – jeszcze do niedawna te nazwiska znane były przede wszystkim architektom, stylistom i garstce zapalonych miłośników nowego designu. Dziś coraz więcej osób ściskających w dłoni klucze do nowego mieszkania zamiast inwestować w wielką sztukę – w postaci obrazu Malczewskiego wiszącego w honorowym punkcie domu – woli postawić kanapę w pepitkę firmy Seletti czy regały-chmury, jakie dla Vitry zaprojektowali Ronan i Erwan Bouroullec.
Efekt będzie nie mniej spektakularny, bo przedmioty codziennego użytku balansują już na granicy designu i sztuki. W momencie zakupu wpisują się w najnowsze trendy, a po latach stają się obiektem poszukiwanym i pożądanym przez rzeszę miłośników doskonałego wzornictwa. Kanapy, stoły, krzesła, lampy, a nawet drobne akcesoria sygnowane znanym nazwiskiem będą równie kosztowne, co niejeden obraz. Warto jednak w nie inwestować, bo w odróżnieniu od dzieł sztuki są nie tylko piękne, ale i przydatne.
Prostota i równowaga kontra multikolor czy organiczne kształty połączone z zaskakującymi fakturami – to tylko niektóre z trendów obowiązujących w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy. Ale uwaga: w feerii kształtów, materiałów i barw bardzo łatwo stracić głowę, a chodzi przecież o to, żeby designerski przedmiot podkreślił, a nie przyćmił indywidualny styl jego właściciela.
– Umiar to podstawa. Najgorsze, co można zrobić, projektując wnętrze, to ślepo podążać za trendami – mówi Monika Kozłowska, architekt wnętrz z krakowskiej firmy Mobius Architekci.
Kryształowe żyrandole w nowoczesnych wnętrzach komponują się doskonale. Gorzej, jeśli stanowią zaledwie jeden z wielu stylowych elementów wystroju mieszkania. Wystroju, który po latach zaczyna być bardzo nie na czasie.