– Krawat to włoska cywilizacja – powiedział profesor Giulio Molisani, dyrektor Włoskiego Instytutu Kultury, otwierając wystawę „Nodi Italiani” („Węzły włoskie”). – Wprawdzie wymyślili go Chorwaci, a jednak, gdy mówimy krawat, myślimy o Włoszech – uzupełnił kurator Luciano Calosso (w granatowym krawacie w drobny wzorek). – Z krawatem jest podobnie jak z kawą – dodał. – U nas nie rośnie ani jedno ziarnko, a jednak włoskie espresso i cappuccino są najsłynniejsze na świecie.
– Po co właściwie jest krawat? – zastanawiał się dalej pan Molisani (na konferencji bez krawata, po południu w krawacie w ukośne paski). – Po to, żeby zasłonić tę nieprzyjemną pustkę, która tworzy się na torsie mężczyzny, poniżej szyi.
[wyimek]Polski wkład w krawatologię to m.in. krawat na gumce z wizerunkiem baletnicy [/wyimek]
Wiązanie na szyi służyło już rzymskim wojskom. Po kolorze rozpoznawali wrogów na polu bitwy. Można się go dopatrzeć u chińskiego wojownika z terakoty z III wieku p.n.e. i na barokowych dworach. Na dobre krawat przyjął się w XIX wieku.
Na ekranie przed dziennikarzami przesuwały się zdjęcia z tamtych czasów. Dziewiętnastowieczni eleganci – słynny dandys Georges Brummel, poeta Charles Baudelaire, pisarz Oscar Wilde, kompozytor Giacomo Puccini, Ludvig van Beethoven, w fularze ciasno zawiązanym wokół szyi według wczesnodziewiętnastowiecznej mody. Musiało to być gorące i niewygodne, choć bez wątpienia szykowne.